Z pamiętnika Lucjana S.
Quinn jest lekarką w ZOZ-ie. Pachnie prerią,
która wraz z wiosną bujności nabiera,
a pod poszyciem z ziół, niejeden klejnot
skrywa swój kształt i blask przed konesera
szkiełkiem i okiem. Leżę na kozetce.
Miss, gęsią skórką ud, sięga mych gatek.
Gdy się pochyla, by dokleić lepcem
styki elektrod, noski surykatek
pęcznieją w oczach. Rzut, za zapis winnej
adrenaliny, płodzi nikiforki.
W żyłach krew, mocą strumieni McKinley,
grozi wylewem. Czas powiedzieć: Sorki,
nitromint proszę! Łatwiej wstać po bańce,
niż kiedy spodnie nabite igliwiem.
Gdybym był Sallym - doktorki Indiańcem,
żyłbym jak motyl, krótko. Niewątpliwie.
Dodane przez jacekjozefczyk
dnia 14.03.2012 11:06 ˇ
17 Komentarzy ·
1149 Czytań ·
|