Rośnie ciśnienie nad Atlantykiem,
a z Europy uszło już prawie;
Nadciąga Mistral, z wściekłym łomotem
przegania tuman chmur nad Rodanem.
Pohukiwania słychać z daleka,
mnożą się jęki, skalne pogwary,
srogość na dobre szkliwem uderza,
gwałtem się wdziera tuląc do ściany.
Z trzaskiem przepada, zrywa, podnosi,
moc, na koszmarne trąby przekłada,
śmieci z dna jarów pod niebo wznosi,
fruną w zadymie jak orłów stada.
Kłody kasztanów gną się przed nimi
i kładą z jękiem wyrwane z ziemi,
walą się z trzaskiem wątłe oliwki,
szał się w Dolinę wlewa Sewennów.
Skalne urwiska burzowym płaszczem,
szytym z tkanego lodem przędziwa,
pokrył i w strugach aż iskrzą ciasne
szpary, gdy bije w nie trwoga życia.
Lilia kielichy przed nim zamyka,
jak Krymscy bramy, bojąc się dżumy;
Niech się udusi, w liściach fig wzdycha,
tarza w sewenńskich jarów czeluści.
By się nie trzeba jak do pacierza
żegnać, gdy wiosna wieczna powróci,
Świętemu Judzie losy powierzać,
by nam spokoju chwile przywrócił.
Dodane przez viviana
dnia 07.01.2012 17:38 ˇ
1 Komentarzy ·
520 Czytań ·
|