Ty noś za mnie, a ja będę kwitnąć za ciebie.
Wspinasz się do okien jak podlotek. Zaplatasz warkocze,
rozsypane za progiem słońca - na ząbek czosnku, tymianek.
Zgrzytanie zębów i obracanie w proch. Kiedy sny donosisz,
pękate brzuchy grabów i osik, świńskie koryta, podkowy,
płód żywy w twojej histerii - wiecznie głodny, gorący
na języku odciętym jak pępowina. Wina nalej, ze skrzepów
palce i piąstki posklejasz. Z tej krwi rzewne piosnki, przywidzenia,
dwoje piersi nabrzmiałych o świcie, rozkołysany biały sad.
Pod twoją opiekę - zaropiały kącik oka, ślina ciepła i obfita.
Powstań, madonno z podbrzuszem obolałym od skurczów.
Pokaż się, zlizawszy boleść jak chorobę z czółka.
Dodane przez martar
dnia 27.12.2011 23:24 ˇ
9 Komentarzy ·
1072 Czytań ·
|