matka zdziera ze mnie
sen krzyczy przez megafon pierzchają
błękitne gazele o soczystych biodrach
a niech je pożre tatuowany Masaj kulturysta albo i kulturoznawca
w opasce opisze spasiony
echo trąb jerychońskich skacze jak zajączek przed pościgiem po ścianach
nie runęły dziwię się i siadam pod jedną z nich niczym pod murem
litościwie zamykam oczy
czekam strzału
pada
jak cholera i wieje
przez komin imaginacja o rozbiodrzonych ofiarach
losu nie przekupisz kawą bez
albo nawet z
dobrym słowem
matka obłaskawia zwiędły karabin maszynowy chowany
pospiesznie do aktówki czarnej jak poranek
i chleb ściskający salceson
śmierdzi
niedomytymi snami pasażerów
błękitne gazele ścigają się z pekaesem
|