Usiedliśmy przy wielkim stole: Adam, Halina,
Nicola i jeszcze inni specjaliści od prostowania
zakrętów. Chrześcijanie- duchowni również.
Nikt nie płakał. Tylko wstyd wypalał się na twarzach
burgundem. Podobnie jesień jeszcze ciepłym
oddechem malowała liście rozsianym po górach klonom.
A wieczorem piliśmy piwo, zasłużenie. W dole
rozpalało się miasto. Pewnie tam pękały butelki
i ściany. Nieobliczalne sufity spadały na udręczone
głowy. Wiedzieliśmy, ciągle bezradni, że w jasnych
oknach przerażają spektakle teatrów cieni.
Bezczeszczenie domowych kapliczek. Wstęp wzbroniony!
Z podziemi wyrósł niewidzialny mur.
Wiedzieliśmy! Tak samo żyją Mińsk i Florencja.
Nicola prezentował zdjęcia z Toskanii. Uśmiech
Haliny nie łagodził grozy jaką przywiozła ze wschodu.
Przyniosłem te słowa i obrazy do parku w starym
opactwie. Mrówki wędrują utartym szlakiem, wiewiórki
skaczą po grubych konarach drzew z dobrą pamięcią
o żołnierzach różnych narodów z roztrzaskanymi głowami.
Mnichów już nie ma. Spokojnie śpią pod posadzką klasztoru.
A nas wodzą na pokuszenie nieodkryte ścieżki.
Dodane przez Loren
dnia 09.10.2011 18:37 ˇ
1 Komentarzy ·
548 Czytań ·
|