tam skąd idę nie ma już radości jest pośpiech
ale upór ptaka kochającego gniazdo
nie da mi zapomnieć ojca wstającego wcześniej
by obudzić słońce porannym pacierzem
i rozmowy klepanej kosy z Panem Bogiem
przemycającej skowronkowi polecenie
by poruszył śpiewem łany metafor
obrazu matki na sznurku rozpiętym pomiędzy
jabłonią i gruszą wieszającej krajobraz prania
tak świeży i piękny szumiący strumykiem
koronkową historią zapomnianych lat
nikt nie zdejmie mi z serca tęsknoty
za starą szkapą i poczciwym siwkiem
z połowy drogi do żłobu w gorące południe
i za krasulą co się zmagać musiała z upierdliwym bąkiem
nikt nie wyrwie mi z głowy tamtych bajek z dzieciństwa
zasłyszanych od rozmów z przędzą kołowrotka
ze wspomnieniem że czerń skiby złotem lśniła dla mnie
gdy Chrystus przydrożny ocierał pot z twarzy
patrząc mi na ręce wykręcone bólem uparcie dążące
do nabrania sił przed kolejnym wejściem w kolorowy witraż
pól gdzie tylko święci mają swoje miejsce stąd idę
niosąc w oczach cud rozstań nigdy nierozstanych
świadectwo wiary i pokory z puzzli układam twarz mojej ziemi
delikatność błękitu i żar czerni pejzaż kładzie się dywanem
po którym delikatnie stąpam aby go nie zburzyć
nie zapomnieć
Dodane przez janusz pyzinski
dnia 07.10.2011 10:24 ˇ
5 Komentarzy ·
907 Czytań ·
|