|
Nawigacja |
|
|
Wątki na Forum |
|
|
Ostatnio dodane Wiersze |
|
|
|
Wiersz - tytuł: lofty cz.2 |
|
|
Bloki
Kilka metrów sześciennych jest miejscem, cieśnią i przestrzenią.
Istnieje, jak treści o aurach, w śniegu, w roztopach czy w powodzi.
Wszystko w porządku, za parapetem nikt nie rozebrał chodników,
pory roku ustawiają się na trawnikach w wąskotorową kolejkę.
Pracuje, żyje, niezmordowanie klei minuty do minut. Szuka
odpowiedzi, trwałej fugi między umownym jesteś i jestem:
Nożyczki w szufladzie, po lewej od nici. Porcja kreta na syfon,
Pasta na wyższej półce. Nie wiem, skończyła się. Sama.
Od kuchni do pokoju dwanaście kroków, od progu zaledwie pięć.
Z kawą na spodku trochę więcej, gęściej, drobniej. Nienormalne
szuranie włazi w stopy. Nieustannie: coś upada - podniesione,
rozlewa się - już wytarte, brudzi - wyprane, zasycha- umyte.
Dym zdąża za firankę. Nie przechodzi przez oczka, wraca.
Opadnie na kilka metrów kwadratowych oparcia dla pięt.
Schowane w bryle, wyłożone wzorem parkietu, sztucznym.
Za parapetem beton w kostkach, pod melanżami gleba.
Ściany
Pomieszczenie nie musi być salą z równymi rzędami,
ani posiadać kurtyny oddzielającej wyczekiwanie od
przygotowania do właściwej odsłony. Dopuszcza się
nieprofesjonalizm drgnięć twarzy za cenę klaśnięć.
Ma prawo brakować wyjścia głównego i bocznego,
a usuwanie popsutych dekoracji może być trudne.
Wyskakiwanie z garderoby, ze szminką i z tuszem,
w razie awarii rozpali do białości dodatkowe kwestie.
Kameralne warunki nie wykluczają krzyku w repertuarze
fars z groteskami po lichych tragikomediach. Mieszanie
łączy gatunki: tresurę z operą, operetkę z wybiegiem,
arenę z prawdziwym klepiskiem dialogu czy monologu.
Na marnie oświetlonych deskach nieurodziwa aktorka
sprawdza się w życiowej roli. Adaptuje stary kawałek
o kropli niewidce. Gnie usta w uśmiech dla jedynego widza.
Zżymasz się: Pajacowanie, sztuczka! A to trudna sztuka.
Schowki
Sezonowy sens, jak lżejsze z krótkim, i rękaw przy rękawie.
Bez podpinek niby więcej miejsca na delikatne, ale to ułuda.
Za szybami mgła i mży. To nic, wyjdzie za dwa tygodnie, jeśli
wszystko ułoży się, jak "lżejsze z krótkim", w niespodziewany luz.
W skrzynce trzyma ułamki, sumę ujęć z chwilowymi radościami.
Wyblakłe kompozycje twarzy, miejsc, rozgardiasz dat. Teraz może
wiązać inaczej: małego tatę z jego dzieckiem, pradziadka z ojcem.
Na fotkach berbeć i szkrab, ale mama z mamą, bo matka z córką.
W szufladzie sandały z myślą o lecie. Ma przyjść, jak to, które było.
Wtedy trzewiki trafią do kartonów, grube kurtki i swetry do kufra.
Powtarza się w niej zwyczajne oczekiwanie i pakowanie do pudełek,
zbieranina kolorów, przedmiotów, a potem płowienie w skrzynce.
Klatki
Przejścia nie prowadzą łagodnymi odcinkami do celu,
bo w plątaninie do tuneli spiral stłoczonych na wysypisku
nic bardziej nie istnieje od świadomości o niczym. Można
stopniować niepewność, zadawać pytania: o progi i klucze.
Wtedy wejście i zejście jest taszczeniem tłumoczków w tłumie,
pokonaniem przewężeń na zakrętach. Szła do domu, ma adres.
Z okna widzi balkony, skośne i płaskie zadaszenia, brak strychów.
Słyszy miauczenie z piwnic, od boksów pod klitkami z osiedlonymi.
Nocą i za dnia, o obojętnej porze - świeża izolacja nabiera ważności.
Oszukany spokój garnie się do ludzi od wiatrołapu po kominy,
zostawia obcego przy nieznajomym, podrzuca im ulotki z hasłem:
"Kto mieszka za ścianą?" Głowią się i mówią do siebie: Pustostan, ?
Przedpokoje
Bambosze i trzewiki, peleryna i kamizelka, torebka z parasolką
przy ramie zasklepionej skrzydłem na zawiasach, przy granicy
z zamkiem i klamką. Drzwi wydzieliły ją z wszystkiego świata.
Jest w osobistej sprawie i rozdeptanych kapciach. Je, śpi i siwieje.
Czasem bywa odważna, zbiera się w garść i wychodzi z depresji
na powietrze. Nad schodami zawiesina cząsteczek zapachowych.
Smugi bigosu wpadają do nut kawy, perfumy w woń po czyścidłach.
Młode kobiety chciały być agresywne, a są miłe i roztrzepane.
Zastępują ukłon serią stukotu obcasików. Na powitanie
potrącają, prawie przewracają, więc jest: ojejku przepraszam.
Cieszy się nimi, jak urzeczona patrzy na biegnące zjawiska.
Przez klatkę fruną lekkie łączki, wzdłuż lamperii płyną motyle.
Fronty
Z głową w pasmach, wciśniętą we własną nieckę
przy obojczyku, a oczy nadal blisko stóp, na gruncie.
Doczekała i prawdziwie niedosłyszy wszystkiego, co pada,
już naturalnie mniej zatrzymuje w słabszej źrenicy, więc
bez przyjmowania do siebie może iść spokojniej.
Teraz zrobiło się dużo bardziej ludzkie, od kiedy skurczona
pasuje do wielu zgiętych kobiet, jak one skrzypi po cichu rzepką.
To dobrze, że w końcu podobnie odpoczywa pokonując piętra,
że spowszedniały spodnie, przestały być futerałami na blizny.
Ktoś dużo mówi
tylko o brakach późnej pory, o odkryciu czasu zwapnienia,
że tu przeszywa, że ówdzie strzyka, że słabość ogranicza.
A ona, taka starsza, nie ma do powiedzenia nic specjalnego.
Nic poza tym, że od kilku dolegliwości widzą w niej człowieka.
Bez rozczarowań
lubi swoją siwiznę, chociaż jedynie poprawia warunki w izolatce.
Nie godzi odległych światów, niczego nie przybliża, a jednak jej lżej
oddychać, czekać na zwyczajny spacer i w metrach sześciennych,
za oknem, gubić korytarze do laboratorium w kombinacie dla ludzi.
Między
Między nieskończonościami olbrzymieje zero bezkresu,
mnożą się fatamorgany, szkice snu w plazmie. Miejscówki
za szkłem, obsadzone rozdartymi, którzy pozbyli się ciała.
Czy to dystrakcje w odpowiedzi na test z "albo nie być"?
Tak być, jak nie być? Ktokolwiek wystawia język komukolwiek,
a masa autoterapeutów uprawia złote rogi na cudzych głowach,
pawimi piórami opisują fikcyjne przypadki słomianego pogo.
Dotyka dachówek klawiszy, na palcach chodzi bez wysiłku.
Przemierza galerie i archiwa. W bezsprzecznie obecnym nigdzie,
w piątej stronie, z uporem maniaczki buduje lepiankę z tytułów.
Jakby między: jest i nie ma - był środek przeszłości na teraz.
Ożywieni, ojciec i matka krążą wokół siebie, fosforyzuje próchno,
a strefy mroku w powrotnych widzeniach są wyraźne niejasne.
Organiczne węgle jeszcze raz kołują i spalają się w przestrzeni.
Anonim kreśli znaki anonimom, z procesora do monokryształów
w układach scalonych, do zamkniętych na hasła w skrzyniach
z plastykową klapą. Napięcia i trwania pojedynczego taktu.
Między słowem, a rozkazem - cyfry, porcje najmniejszej energii
na igrzyska domysłów. Sylici znoszą kwas i słabną w zasadach.
Dotyka dachówek klawiszy, na palcach chodzi bez wysiłku.
Wyobraża się w różnym czasie, bezsprzecznie obecna nigdzie,
zostawia skrawki woli, zbieraninę kolorów po podmiocie.
Zielona Góra wrzesień 2011
Dodane przez ElminCrudo
dnia 25.09.2011 19:16 ˇ
10 Komentarzy ·
836 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
dnia 25.09.2011 20:35
generalnie - refleksja nad życiem kobiety i jej usytuowaniem w środowisku. Zmusza do zastanowienia się, do snucia przemyśleń. Do mnie szczególnie przemówiła cząstka: Ściany. Pozdrawiam serdecznie, Ewa |
dnia 26.09.2011 07:16
Smutne; ciekawie napisane, przemawia.Pozdrawiam |
dnia 26.09.2011 09:17
Życiowe, obfitujące w ciekawe skojarzenia i obserwacje, warsztatowo sprawne pisanie. Najbardziej z tego, co powyżej spodobały mi się poniżej skopiowane fragmenty. Uważam je za naprawdę bardzo dobre.
Od kuchni do pokoju dwanaście kroków, od progu zaledwie pięć.
Z kawą na spodku trochę więcej, gęściej, drobniej. Nienormalne
szuranie włazi w stopy. Nieustannie: coś upada - podniesione,
rozlewa się - już wytarte, brudzi - wyprane, zasycha- umyte.
Dym zdąża za firankę. Nie przechodzi przez oczka, wraca.
Opadnie na kilka metrów kwadratowych oparcia dla pięt.
Młode kobiety chciały być agresywne, a są miłe i roztrzepane.
Zastępują ukłon serią stukotu obcasików. Na powitanie
potrącają, prawie przewracają, więc jest: ojejku przepraszam.
Cieszy się nimi, jak urzeczona patrzy na biegnące zjawiska.
Przez klatkę fruną lekkie łączki, wzdłuż lamperii płyną motyle.
Z głową w pasmach, wciśniętą we własną nieckę
przy obojczyku, a oczy nadal blisko stóp, na gruncie.
Doczekała i prawdziwie niedosłyszy wszystkiego, co pada
Teraz zrobiło się dużo bardziej ludzkie, od kiedy skurczona
pasuje do wielu zgiętych kobiet, jak one skrzypi po cichu rzepką.
To dobrze, że w końcu podobnie odpoczywa pokonując piętra,
że spowszedniały spodnie, przestały być futerałami na blizny.
A ona, taka starsza, nie ma do powiedzenia nic specjalnego.
Nic poza tym, że od kilku dolegliwości widzą w niej człowieka.
Między nieskończonościami olbrzymieje zero bezkresu,
mnożą się fatamorgany, szkice snu w plazmie. Miejscówki
za szkłem, obsadzone rozdartymi, którzy pozbyli się ciała.
Jeden szczegół techniczny zapewne do poprawki:
Oszukany spokój granie się
tu chyba literówka. Czy nie powinno być "garnie się"?
Pozdrawiam. |
dnia 26.09.2011 11:14
Ewo - tak, czasem mam wrażenie, że domy buduje się głównie dla kobiet, że jest jakieś oczekiwanie, czy też jasność co tego, że kobiety muszą się schować między cegłami, że w naturalny sposób przywiążą się do ścian.
Judyto - nie wiem czy smutne, tym razem skupiłam się nie tyle na aurze, ile na oddaniu codzienności, tego bytowania "za ścianą", w typowej dzielnicy, jaką tak często nazywa się "sypialnią", czyli miejsca, w którym po pokonaniu klatki schodowej zamyka się drzwi, za sobą, w rezultacie jest to dom, wielorodzinny, jakich wiele na osiedlu, ale i miejsce z zamkniętymi drzwiami.
Nitjer - ucieszyłam się, że aż tyle fragmentów zatrzymało Twoją uwagę, wkradło się przestawienie literek, powinno być "garnie się", zaraz poproszę o poprawienie.
Wszystkim bardzo dziękuję, i pozdrawiam serdecznie :)
Elm |
dnia 26.09.2011 11:41
Literówka w trzecim wyrazie dziesiątego wersu wiersza pt. "Klatki" została usunięta.
Pozdrawiam. |
dnia 26.09.2011 11:58
Bardzo dziękuję, :)
Pozdrawiam. |
dnia 26.09.2011 14:46
Jest co czytać, ale z zaciekawieniem. |
dnia 26.09.2011 18:01
dopiro poczytam. zanurzę się. poczytam.
tymczasem. |
dnia 27.09.2011 05:38
Elmin, pozostawiam wpis dopiero teraz, bo musiałam wczytać się , przemyśleć. Każda z części Twojego utworu jest dla mnie fragmentem obrazu przedstawiającego samotność. Opisujesz czynności, będące swojego rodzaju rytuałem, przedmioty i sprzęty, wszystko to, co jest 'oswojonym światem', co sprawia, że jakoś da się żyć. Dobrze znajomy, odmierzany ilością kroków teren klatki. Nie jest dobrze, ale jest przynajmniej znajomo, wiadomo, czego się spodziewać. I świat za oknem, który jest, ale przestał przyciągać. To są moje pierwsze wrażenia po przeczytaniu Twojego utworu. Będę tutaj wracać , wynajdywać dodatkowe znaczenia, dodatkowe smaki. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. Irga |
dnia 27.09.2011 09:02
Irgo
- Lofty cz.1 pisałam wędrując po mieście, a i wspominając miasta inne, w których mieszkałam, jakie pamiętam, do jakich wracam. W Loftach cz.2 refleksje rodzą się w pomieszczeniach, nie wykluczam trzeciej części. Spory wpływ wywiera na mnie życiorys Tymoteusza Karpowicza, zauważasz słusznie - sprzęty, przedmioty, powtarzalność, osadzenia między przedmiotami, wydzielenia, ale i szukanie, potwierdzanie siebie, odrzucanie chronologii także, po to, by poukładać i zrozumieć obecne. Przeglądanie zdjęć jest bardzo istotne, zdjęcia można porównać, nakładać na siebie ludzi odległych w czasie, jak rówieśników. Wnikliwie czytasz, uradowało bardzo, uściski Irgo, :)
Bernadetko, Kropku, Irgo - bardzo dziękuję, pozdrawiam :)
Elm |
|
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
|
Pajacyk |
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Aktualności |
|
|
Użytkownicy |
|
|
Gości Online: 21
Użytkownicy Online: moderator4
Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi
|
|
|
|
|
|