Kochanie,
jestem patrzeniem. Wypełniam się zachwytem, gdy siedzisz za stołem. Jasna, w pastelowym odcieniu, roztaczasz aurę całkiem kobiecą. Wiesz, w twoich dłoniach tak spontanicznie ćwiczy się magia. Budzisz do życia ogromy światów. To prawie jak synestezja: kolor przemienia się w kształt. A kiedy krzyczysz, że jestem jak śruba, którą masz w kręgosłupie - promieniujesz we mnie głodem. To taki smutny głód dotyku, jakby traciło się siebie. Nie mówię o tym wprost. Wtedy właśnie czuję się niepewny. Boję się, że pomyślisz nie o tym kim jestem ale kim mógłbym być, gdyby zdroworozsądkowość poszła z nami do łóżka. Jednak układasz się tam. Ze mną i ze snem. Przybierasz kształt dłoni. Bardzo otwarty, jak dom i podziękowanie. Teraz mam czelność prosić. Poluzujmy sobie wspólne supełki. Inaczej ta więź nas uwięzi.
Dodane przez judzia
dnia 05.09.2011 18:37 ˇ
14 Komentarzy ·
767 Czytań ·
|