Długimi, pasiastymi rękawami słońce wpadło
do ogrodu, chciwie, pomiędzy ogórki i cukinie.
Jeszcze chwila i oprze się na spodniach
dosychających po niechcianej kąpieli.
Wczorajszy stół oświeciła ciemną zielenią lampka
butelki a szklanki błysnęły resztkami rubinu.
Nie rozkładaj jeszcze parasola.
Zaraz nam spadnie deszcz pocałunków.
Kot przy rannym obchodzie zapukał jak zwykle
w okno i zmienił kurs na widok drugiej filiżanki
z kawą.
Tak wcześnie trudno jest zebrać myśli.
Z pobliskiej wieży płyną ranne zorze.
Dostrzegam pierwsze żółte liście na brzozach.
Przemykająca myśl o przemijaniu
zawsze kopie w żołądek, nęka
natarczywie nieodwracalnością, przeoczeniem,
zagubieniem. Mieszkam w skórze,
niedopasowanej, tymczasowy.
Zamiast serca tyka zegar.
Snujemy się po lasach i koncertach,
pijemy piwo i mierzymy plany.
Zostają ślady. A za lasem dzwonią
telefony. Droga szumi tam i z powrotem.
Myśli trzeba pakować do szuflady albo
prosić je na wynos. Tu i tam pada deszcz,
zachodzi słońce.
Dodane przez Loren
dnia 07.08.2011 14:18 ˇ
6 Komentarzy ·
597 Czytań ·
|