W zimie z drzwi mlecznego baru
co chwila wychodzi staruch,
co już wylizał do dna miski
kaszę gryczaną z sosem myśliwskim.
Przedtem siedzieli przy jednym stole,
a z nimi starość, wilgoć i mole.
W zapachu moczu, niemytych garnków,
schną na obrusach plamy po barszczu.
W głębokich bruzdach dłoni zgrubiałych
dni prawie wszystkie się zapisały.
Lśniący drogowskaz - gar fasolowej,
a drogą - przewód pokarmowy.
Łyżki z różową emalią kisielu,
strzałką kompasu wiodą do celu.
Na końcu sali postać bura,
ten staruch zasnął albo umarł.
Można tu siedzieć, a nawet leżeć,
bo tu się sprząta tylko talerze.
Przy dźwięku drobnych liczonych w kasie,
siedzą tak długo, jak długo da się.
Póki kucharka ze ścierką w dłoni,
dobrze wygrzanych nie przegoni.
Jeden drugiego wolno prowadzi,
toczą się w śniegu - łachmany sadzy.
Pójdą na dworzec .Tam, przy peronie,
usną na ławce pod orłem w koronie.
Dodane przez Leliwa
dnia 24.06.2011 04:54 ˇ
5 Komentarzy ·
729 Czytań ·
|