|
dnia 17.06.2011 20:27
perły w poezji są często na końcu wiersza. czasem mam wrażenie, że dopiero od nich warto zacząć pisać. Np. pozwolić sobie na luźny strumień świadomości, pisać, pisać wiersz, cokolwiek - bez myślenia, samym tylko przebłyskiem intuicyjnym sensów - a kiedy pojawi się to COŚ - poetycki samorodek - zacząć właśnie od niego, wokół niego itd, itd, itd, itd. Gdzie jest ten poetycki samorodek w tym wierszu?
Podoba mi się pomysł z księżycem, który drwi z tęsknoty bo widzi nas już po swojej stronie. Są w tych ostatnich wersach, dokładnie w siedmiu ostatnich, poetyckie arytmie, albo inaczej mówiąc czkawki, coś co wybija z prowadzonego rytmu , takie staccato - połączenie drwiny z tęsknoty - ze światłami w oczy na przesłuchaniu; widzi już nas - po swojej jasnej stronie - czarny humor w tym przebija. To staccato trochę mnie drażni, bo to tak , jakby nie było dookreślenia, niby jest złe a nie jest, niby jest dobre a nie jest. To jakie jest:)
Pozdrawiam,
Ala |
dnia 18.06.2011 06:14
ot, obrazek bez znaczenia |
dnia 18.06.2011 13:48
raczej : nadzieja na spokojną codzienność;
sądzę, że wers: świeci w oczy jak na przesłuchaniu
powinien zostać wzbogacony o lampę; w tym zapisie,
którego intencje są jasne, odnosi się wrażenie, ze to
księżyc est przesłuchiwany;
ostanie dwa wersy lepiej, chyba, brzmiałyby:
może już widzi nas
po jasnej stronie ?
hey |
dnia 19.06.2011 06:14
wiese - co do końcówki masz rację (kolejny raz) jeśli chodzi o lampę i księżyc... to przecież księżyc jest tą lampą, bez uczuć ( drwi z tęsknoty), świeci odbitym światłem, jak lustro,obojętny, obiektywny do bólu. To przesłuchanie samego siebie poprzez lunę.
uprzejmie dziękuję za komentarze i przemyślenia. |
|
|