Gdy po raz pierwszy w Casablance porozwieszali twoje imię,
wyplułem z ust pustynny piasek i zapachniało znowu ziemią.
Otarta z czoła słona bryza chyba ze statku do Tangeru,
pokaleczoną rękę gryzła, choć wyciągniętą dziś bez celu.
Karabin przestał być mi stróżem, poza tym twoje imię w koło,
kazało kroczyć z głową w górze, odrzucić hełm, nastawić czoła.
I nagle zapachniała ziemia, zakwitły na niej polne maki,
chciałem je rwać, lecz jakaś ciemność zakryła słońce Casablanki.
Nie wiem co pierwsze umierało, w nozdrzach poczułem morską bryzę,
widziałem statki do Tangeru, wyplułem krwawy piach, co gryzłem.
Zakryłem ręką pełną kwiatów ucho, co żyło mimo woli,
by już nie słyszeć do wiwatów, strzałów oddanych dla Victorii.
Dodane przez kozienski8
dnia 23.05.2011 18:34 ˇ
12 Komentarzy ·
1380 Czytań ·
|