Jasne światło poranka właśnie strzepnęło
sen z powiek, obudziłam się ze łzą na języku,
odwróciłam się od ściany i spojrzałam w nicość
naga i przerażona w otwartej przestrzeni łóżka.
Chciałabym znowu powiedzieć "dobranoc"
wierząc w to, że następnego ranka powiem
"dzień dobry". Nie mogę pozwolić mu
przeminąć, nie chcę zobaczyć jak odchodzi
w noc przez deszcz, w pół-światło przez ogień.
Znowu spoglądam w nicość, zimne barwy
wzlatują na błękicie, jedwabne niebo i płonąca
kula zderzają się w przekrwionych oczach.
Gdybym tylko mogła pozwolić mu przeminąć,
zdeptać rozpacz i pokornie patrzeć jak odchodzi.
Nieład, rozłąka, potępienie, objawienie, w pokusie
izolacji, w opuszczeniu on i tak odejdzie, a co gorsze
nie pozaciera za sobą śladów. A teraz, gdy brzask
poranka każe nam gasić latarnie, jestem rozbudzona,
tak cholernie rozbudzona aż do ostatniej rzęsy,
z której światło poranka strzepnęło sen.
Dodane przez Elhana
dnia 26.04.2007 12:48 ˇ
9 Komentarzy ·
976 Czytań ·
|