Do-
rosła, choć nadal jak dziecko nie dosięgasz drzew-
om do szyi i tak samo boisz się burzy, zwłaszcza tej
porcelanowej. Z powodu późnych powrotów nad ran-
em ból głowy przechodzi w zawrót. Filiżanki nadsta-
wiły ucha, ty nadstawiłaś bosą, zakurzoną głowę, którą
odrąbuje promień słoneczny. Przeszyta nim, nie krwa-
wisz, choć ból wypala oczy. Kruche powieki uderzają
o podłogę, ciągną za sobą długie nitki spojrzeń, aż do
chwili, w której się zerwą jak ptaki zestrzelone i spadną
z szelestem, z niebieskiej gałęzi, a palce zejdą wieczo-
rem ze zmęczenia, z niedoręczonych rąk, wcześniej od-
łupią mój cień i przyszyją go nocy, do jej mlecznej i sen-
nej piersi, którą obnaża w świetle księżyca jak poeta
wiersz.
Dodane przez agnesinez
dnia 19.07.2010 23:19 ˇ
10 Komentarzy ·
691 Czytań ·
|