czysta ciemność przetykana dalekimi światłami
majaczyła sennie. za ścianą dusznego kwadratu
brzęk naczyń przypominał metaliczne odgłosy
narzędzi chirurgicznych. tam biesiadnicy wznosili
kolejny toast, za panie, piranie i ostrą jazdę.
otworzyłam okno. przestrzeń zamknięta w domu
bez klamek rozsypała na rzęsach kłujące iskierki.
wielki kielich z powietrzem, odwrócony do góry
dnem zamknął mi oddech w piersiach. białym
kaftanem wiązał oczy ufne w zieloność. w górze
księżyc przecinał skalne trójkąty. w dole psy motały
noc. chciałam to zapamiętać, zapisać, nim
roztrzaskam się w białej pustce. stałam odkryta,
i nie potrafiłam zmarznąć. wypełniał mnie ocean
ckliwej miłości, lazurowej jak jarmarczne malowidła
ze świętymi. scałował ze mnie chłodne fale.
zaczęłam rozpuszczać się w swojej wilgoci. topnieć.
patrzyłam w niebo dalekim spojrzeniem i zachłannie
spijałam śmiech z dna filiżanki.
Dodane przez lu marta
dnia 06.04.2007 22:23 ˇ
4 Komentarzy ·
1317 Czytań ·
|