wszędobylska bryłowatość. przez wyrwę okna. białawy nabłonek
narasta na sześcianikach. przechodnie różnych kształtów suną chodnikiem
jak pasem startowym, jakby miał ich ten chodnik dokądś doprowadzić
ale wszędzie biel - sparszywiała błona. trzepot płaszczy, szalików
wszystkich zaskorupiałych warstw zimowego odzienia. narastający warkot
powietrza pomiędzy. odlot - ich dokądś, mój skądś (źle to brzmi). wielościan
domu już skrupulatnie przykryty. ulica pustoszeje więc od teraz cisza
istnieje tylko jako idea. od teraz musi być jakieś tło. synestetycznie:
biel na której chcę się odznaczyć. zedrzeć gardło w krzyku. wypruć
na zewnątrz bezbronne mięso. skrupulatnie miażdżyć się tłokiem zmysłów
popuścić wszystkie soki - nasienie, krew i szpik. parować w głębokiej zaspie
wytapiać ją. odcisnąć siebie. widzieć przez wyrwę okna. ale wszędobylska
bryłowatość. słychać dźwięk śnieżenia, dźwięk opadania
Dodane przez Wiktor
dnia 07.01.2010 11:53 ˇ
7 Komentarzy ·
558 Czytań ·
|