w świecie wyniosłych wieżyczek oraz dymiących kominków nie widziano drugiej takiej
półkuli. dyndał druciany most nad przepaścią. braciom dęło w oczy. siostra szła
pod wiatr. smagał ją w tę i we w tę. bluźnił przeciw słońcom i rozdartym
na mrozie piersiom. esesman. z blizną jak strzał w potylicę.
odciśnięte na śniegu rączki, powklejane w szybę policzki, sznurowane w biegu buciki
upychała w myślach do brązowej walizki z dykty. ze czcią, godzinami. mozolnie
wydrapując z siebie wszy i podłość pryczy. sprawiedliwi wśród narodów
świata wsłuchiwali się w tętno podłogi i piwnicznego stropu.
czasem ogrzewam się tamtym żarem. wokół nadgarstków wiążę cierpienie mojej
młodej babci. wieczorami wycinam anioły z czarnego adamaszku. zawodzę
w roześmiane nordyckie twarze szyderców. czerwone trumienki
ust zawieszam na medalionie z jej promienną fizjonomią.
Dodane przez atrament
dnia 16.12.2009 20:29 ˇ
4 Komentarzy ·
778 Czytań ·
|