Ze wstrętem patrzę za siebie,
i tak wydrapane oczy nie widzą,
twych otwartych ud.
Na wieszaku jutra
zostawiłem marynarkę,
w kieszeni znajdziesz okruchy moralności.
Przejadłem się wypieczoną piersią z twardym sutkiem
owijam się wokół karku,
wymiotując w środku.
Skrajność wita mnie z otwartymi ramionami
wpadam w nie,
przygryzając wargę.
Może wytrzymam jeszcze jeden upadek
na twym miękkim łonie,
nie łatwy akt mi dano.
Gdy sie już obudzimy z letargu
potrząsając idiotycznie głowami,
z szyderczym uśmiechem w dłoniach.
Poskładam dwa gramy myśli
wysypane na dębowym stoliku,
i nie będę więcej przeszkadzał.
Dodane przez Dawid Drapisz
dnia 01.12.2009 08:42 ˇ
3 Komentarzy ·
809 Czytań ·
|