Prowadziły mnie jeże, najlepsi męczennicy tej wyspy
oddający życie za nic, konający na asfalcie, roztrącani
nozdrzami psów i kotów. Ze srebrnej baszty ujrzałem,
że to kres. Nie da się uwierzyć, że dalej cokolwiek istnieje
poza kamienną nastawnią wiatrów i stacją obsługi fal.
Właśnie słychać jak wystawiają na tory lokomotywę
północnego sztormu. Równolegle komunikat na krótkich:
Czekamy na Ciebie. Opowiadam sobie resztę tej historii:
to jest koniec rycerzu, dotąd mogłeś zawrócić, dalej wszystko
będzie osobno. Ręce, nogi, szepty, cienie. Zamykam ten
list w butelce i oddaję wodzie. Na widnokręgu nie widać
wyraźnej linii rozgraniczenia i statek osuwa się za próg
morza. Długo czekam na dźwięk spadającej z nieskończonej
wysokości stali. Jestem. Bez potwierdzenia, bez odbioru.
Over.
|