Dzień powietrza, poruszeń. Dzień fruwających na wietrze
plastikowych torebek, szypułek klonu i cętek światła.
Dzień scen klasycznych: na przykład leżenia z dzieckiem,
w słońcu, pośród wrotyczu, rąk zanurzanych w rzece.
Dzień, w którym nasze historie przez kogoś musiały chyba
zostać opowiedziane: i pewnie w chłodnej czułości tego,
kto opowiadał, zyskały rymy i rytmy: stąd ulga. Wieczorem długo
siedzieliśmy na werandzie. Wątek dotykał osnowy.
Co się nam przydarzyło, zdumieni, zobaczyliśmy teraz
jak obce miasto, którego brzydotę i piękno możemy
z własnego zachcenia, w każdej chwili, porzucić:
są cudze. I my jesteśmy sobie osobni, ze sobą nietożsami:
te cienie ciemniejące na ścianie domu są czyjekolwiek
Dodane przez Ela Burska
dnia 07.09.2009 13:33 ˇ
10 Komentarzy ·
777 Czytań ·
|