(z serii żarty i drwiny, o miłości romantycznej i nie tylko)
Kiedy cię pierwszy raz o świtaniu ujrzałem
serce me żadnym nie porwało się szałem
toń twoich oczu me oczy drążyły obojętnie
nad rzeką mej duszy brzozy chwiały się smętnie
jeszcze na jej brzegu były na wpół zatarte ślady
które myliły mi drogę wyjścia z tej uczuć szarady
widziałem postać tamtej utkaną z lekkiej mgły
i wciąż słyszałem jak jej dzwony głucho biły
gdy lilie przy ołtarzu były tak blade jak jej lica
i zaplatałem kosmyk włosów na nitkę księżyca
bo nocą wyciągałem tę po niej pamiątkę jedyną
sądziłem że tylko śmierć jest prawdziwą jej winą
to okrutnie jest wielce pokazać kawałek nieba
i odejść na wieki lecz aniołom wybaczyć to trzeba
ona była dla mnie wiecznością uświęcona
i myślałem że miłości mej nic nie pokona
ty płakałaś nad nami prawdziwymi łzami
lecz mówiłaś że nie można żyć tylko snami
prędko najczulszą mą przyjaciółka się stałaś
uschłe róże przy wyschłych studniach rwałaś
pokazałaś nowe ścieżki i pachnące zdroje
i gasiłaś mej duszy wszystkie niepokoje
nad ciemnymi wodami słońce wschodzi
i ma stałość stwardniałego bursztynu zawodzi
rodziło się we mnie coś naprawdę nowego
ale pewny nie byłem czy aby nie grzesznego
wyrzec się swego kochania to zbrodnia straszliwa
lecz na nic się bronić gdy syreni śpiew wzywa
nad wiernością ideałom ma słabość zwyciężyła
lecz nie sądzę byś się zwycięstwem tym cieszyła
miłość choć tak wielką z tamtą złożyłem w grobie
więc mogę kiedyś również zapomnieć o tobie
Dodane przez Maja Hypki
dnia 29.08.2009 07:48 ˇ
4 Komentarzy ·
683 Czytań ·
|