| Od rana same niespodzianki,
 młodzi poeci łódzcy protestują.
 Naruszyłem ich dykcję, na którą
 mają papiery. Posrany dzień
 bo, ani oni młodzi, ani łódzcy.
 Zwyczajnie, wiocha zdobyła
 przyczółki w mieście i stoliki
 w barze. Wrosła w to i udaje,
 że nie pamięta rodzinnej remizy
 i wyboistej drogi  do kościoła.
 
 Taki biedak od małego, zasuwa
 ileś tam kilometrów damką
 pożyczoną od matki po lizaka.
 Można zrozumieć ten ból.
 Po wszystko daleko, a damka
 jedna i łańcuch spada. Te chwile,
 kiedy jedzie się po dojarkę
 do miasta albo po nowe, eleganckie
 widły, to wspomnienie raju.
 
 Całe życie w gumiakach, to
 może zaszkodzić każdemu, nawet
 największy twardziel wymięknie.
 Po szyję w świńskim gównie,
 a do końca daleko. Więc gdy
 w wiejskiej bibliotece odkrywają
 zrzuty z miejskich bibliotek,
 wołają coś o świetle, co można
 odczytać, jako zniekształcony cytat,
 z Goethego, choć brzmi Konopnicką.
 
 Wiocha okopana prowizorycznie
 w poetyckim barze, ostrzy swoje
 panzerfausty. Gruby krzyczy:
 nie oddamy nawet guzika. Gazety,
 wszystkie gazety są nasze, mamy
 na to papiery. Grubego nikt nie słucha.
 Utopił w wydaniu książki połowę
 używanego samochodu i teraz
 jeździ drugą ocalałą połową.
 Inni milczą bo kończy się dotacja,
 a skup makulatury odmawia współpracy.
 
 Tymczasem nowe dostawy gazety,
 wydawanej za pieniądze podatnika,
 wracają do redakcji i co dalej?
 Punkt skupu makulatury zapewniał
 jednak jakieś dochody. Bida! W tym
 miejscu pojawia się widmo gumiaków.
 Nawet wygrane z konkursów gminnej
 poezji nie załatają dziury budżetowej.
 
 Co ja mam z tym wspólnego? Nie wiem.
 Tylko dlaczego mnie się uczepili?
 Nie wykupuję gumiaków i nie biorę
 udziału w konkursach ogłaszanych
 przez córki sołtysów. Córka sołtysa to jest
 temat na osobny poemat. Odpowiedziałem
 tak grzecznie, jak umiałem. Na koniec
 wyraziłem uprzejme zdziwienie:
 to wy tam macie piwo? No to pijcie!
 
 
Dodane przez Thot 
dnia 23.06.2009 05:47 ˇ
8 Komentarzy ·
1549 Czytań ·
   |