Po spalonych mostach lewituję
skąd przybyłem; do ciebie w objęciach ulic
zroszonych ciszą. Chciałbym nie pragnąć już nic
,
lecz pod powiekami czerwone policzki
twoje lub słońca - i krzepną źrenice
.
Jest lato i blade chore ciała
bezwstydnie odsłonięte. Kiedyś nasze
splecione były podobnie, węzłem gordyjskim
rozciętym przez czas. Chyba nawet
nie ma więc za co przepraszać.
Choć wypadałoby, gdy się powraca
do oczu wiecznie jak niebo przed burzą.
Dodane przez palaqs
dnia 08.06.2009 04:49 ˇ
3 Komentarzy ·
749 Czytań ·
|