Nigdy się nie obrażam na tego boga, co za paznokciami
ma plastelinę z wnętrza planet, które ugniatał, kształtował
w dłoniach (cekiny poprzyklejały mu się do policzków
i brokat we włosach mieni się jak mgławice; niewprawne
oko nie ma szans odróżnić ich od siebie). Przenigdy
nie obrażam się na boga, za to że odwieczny i nieśmiertelny,
i że nie wie, co to kryzys średniego wieku, nieciekawa
żona i krnąbrne dzieci albo kurewsko nudna praca.
Jak mógłbym? Przecież przez syna swojego Jezusa
Chrystusa zbawił nas wszystkich i już nie muszę bać się
niczego. Będę żył wiecznie w tym pokoju, do którego
nikt nie ma prawa ani ochoty wstępu. Wszechwiedzący
nie musi nikogo pytać o zdanie. Może za to szafować
rozmiarami państw, stóp, penisów i biustów. Koniec
to niezupełnie amen. Koniec niekoniecznie musi oznaczać
koniec, czasami tylko skłonność do nadinterpretacji.
Dodane przez RCN
dnia 10.04.2009 21:45 ˇ
9 Komentarzy ·
933 Czytań ·
|