Ma urocza piękna żono
W zawsze inną, choć znajomą
Twoją twarz i oczy Twoje
Chciałbym patrzyć póki stoję
Twoje dłonie, Twe ramiona
Chciałbym pieścić póki skonam
By Twe włosy rozpuszczone
Były dla mnie jakby domem
Twoje usta, tak gorące
Niech mnie parzą niby słońce
Niech gorące Twoje łono
Będzie dla mnie nieskończoną
Studnią bez dna rajskich grzechów
W których tonąć bez pośpiechu
Chciałbym z Tobą wieczność całą
Chociaż to i tak za mało
I w rozkosznych szeptów echach
By mi była z łez pociecha
I w odmętach się pogrążać
By znów w górę prosto zdążać
A po drodze skał labirynt
Rzeki, bagna, groźne wiry
I wąwozy, strome granie
Nic to jednak, nic nie stanie
Na przeszkodzie tej podróży
Chyba, że... to życie znuży...
|