Prawdziwą podróż do wnętrza ziemi odbyła moja babka
w osiemdziesiątym drugim roku swojego życia
akurat zmieniały się wtedy pory roku
i słońce trochę wolniej wschodziło
czekając na wskazówki od zegarów.
A ona wyruszyła, po trufel życia i brakującą zwrotkę
z narzędziami takimi jak zwykle:
widelec, tępy nóż i mała łyżeczka
z trzonkiem ozdobionym secesyjną różą.
To nią zwykle wyłupywała oczy potworom,
rzucała wyzwania królom, zdobywała królestwa
i najlepsze szlaki do upłynniania przypraw,
sklejając statki z papieru gęstą gumą arabską.
Wy wiecie tylko to, co napisano o niej w księgach:
królowa, znająca wymarłą sztukę cerowania,
głagolicę, cyrylicę i alfabet złotych rybek.
Posiadaczka całej szuflady sreberek od czekolady
wygładzonych pracowicie paznokciem,
zamkniętej na kluczyk, który kiedyś połknęła
i trzyma w żołądku, na nitce przywiązanej do zęba.
Mówili o niej, że śpi w szafie, żeby nie pognieść myśli
że chowa zapasowe części ciała w komodach
że zawsze była i nawet w dniu końca będzie
z nieśmiertelną trwałą i zegarkiem sprzed wojny
przestawionym o pięć minut
żeby na pewno niczego nie przegapić
Dodane przez patrycja
dnia 04.03.2009 23:55 ˇ
13 Komentarzy ·
931 Czytań ·
|