Nie dojść do strzępów liter, nie dać się
przywołać do porządku. Smutek w Karpaczu,
zachód słońca w Sydney - pocieszyciel znika
w szklance brandy. Kora znów się sypie; przez noc
najlepiej widać przerwy między punkami na mapie.
Wychodzi, ciągnie puste wagony opóźnionym
z Wrocławia - mija mnie po północy. Umierający pies
na kocu w przedpokoju patrzy; jak ty w październiku -
sześć lat temu. Na wewnętrznym białe sale
nakrapiane krwią. Szybko, szybko zwalnia rytm
i wychodzi na prostą. Później monologi i tłumaczenia
w domku letniskowym - w lutym.
Dodane przez zuzaola
dnia 23.02.2009 17:21 ˇ
13 Komentarzy ·
825 Czytań ·
|