Miasto skręca się i kurczy, gdy Beata wylewa
z auta kolejną szklankę wody a my - nic.
Mamy swój le parkour, za ręce, nad taksówkami,
przez błoto i wystające płyty chodnikowe.
Gdzieś między lutym a styczniem zaskoczy nas wiosna
- mówisz, więc w koszu ląduje pierwszy wspólny Mauritius,
pozorna oszczędność. Do fotografa idę jak na ścięcie,
zdjęcie? Być może nawet jesteśmy zabawni
- w szerokim uśmiechu, wąskim kadrze i wygniecionych dżinsach.
Stajemy przed obiektywem, fotografem, wyborem
- twoje oczy albo moje nogi. Mieliśmy zmieść pod dywan
złą kartę a oszukała nas dwuzłotówka - stanęła kantem,
dziś czerwone wygrywa. Zamiast dania dnia, usłanej różami
marmolady i ciastka z kremem masz coś na wieki wieków.
Dodane przez Tnicu
dnia 13.02.2009 10:07 ˇ
3 Komentarzy ·
809 Czytań ·
|