Spoglądam przez okno
Widzę te same pola, drzewa
I szklany dom
Obracam się
Widzę te same meble
Stare łóżko pod ścianą
Dużą szafę, stolik z flakonikiem
I elektryczną igłę
Wszystko wygląda tak jak dawniej
Naścienne kwiaty ciągle rosną
Lampa nad łóżkiem nadal wie co to światło
Małe radio nie zapomniało swych dźwięków
Lecz bezbarwne szyby
Dopiero teraz wiedzą, że nie mają barw
Puste pucharki
Dopiero teraz zrozumiały, że wypełnia je próżnia
Zatrzymany zegar
Dopiero teraz pojął,
Że czas wyprzedził nie tylko jego
Powietrze jakby bielsze
Bielą wspomnień byłych chwil
Powietrze jakby głośniejsze
Głosem szeptów pozbawionych słów
Powietrze jakby głębsze
Głębią dusznych ech
Stare meble podchodzą pod okno
Otwierają swe niewidzialne oczy
Odbijające w sobie to co widziały
Swe płuca napełniają tchnieniem
Tego, co tutaj czuły
Otwierają usta, których nie mają
A ja słucham ich opowieści
Potem staję pośród nich
Przez to samo okno patrze w dal
Jeszcze jestem pośród nich
Ale zaraz zostaję sam
Oto w zimny, wietrzny dzień
Staję samotnie w ciszy
W miejscu, w którym
Ciepły, żółty płomyk
Płonący na ciężkiej, kamiennej płycie
Szepce z bezszelestną nadzieją słowa:
Czekajcie na mnie!
Kiedyś do Was przyjdę
I zarzucę na Wasze szyje
Swe ramiona!
(AK, WK)
|