dokąd zimowe wieczory uleciały
przez które ciepło szliśmy otuleni
nie marzła ręka w dziurawej kieszeni
a płatki śniegu ogniem całowały
tylko ciepła para z ust im przeszkadzała
kiedy filuternie przed twarzą tańczyły
gdy już miały cmoknąć nagle odskoczyły
czyżby zazdrość tchnienia ustami władała?
a wargi bezwstydnie do płatków się śmiały
zachęcały grzesznie powietrze wciągając
nagle kopiec śniegu ze świerka spadając
okrył nas skrzydłami niczym anioł biały
zwalił w zaspę puchu przybliżył do siebie
widząc to zalotnik śnieżek przestał prószyć
my zaś przytuleni nie mogąc się ruszyć
liczyliśmy gwiazdki iskrzące na niebie
księżyc ogryziony z za chmury wychynął
wskrzesił z bieli świerków cienie wartowników
kładąc je pokotem u stóp pustelników
okrył mrok w wąwozie poświaty pierzyną
odnalazł nas blaskiem oblicza boskiego
odrobinę zraził swoją bezczelnością
mocno podniecony.. . księżyca bliskością
poczułem obecność pana twardowskiego
Dodane przez kozienski8
dnia 09.01.2009 07:32 ˇ
3 Komentarzy ·
975 Czytań ·
|