wężem wije się u stóp które na niej zdarły skórę
w górę w dół i znów pod górę do zakrętu by od lewa
minąć niebosiężne drzewa wielkie niczym minarety
co jak bagnet w hardej dłoni cień kierują na urwisko
które poszło blisko osi o czym znak pochyły głosi
w prawą teraz prosi stronę gdzie lśni łan żyta zagonem
wdzięcznym skłonem złotokłosia jak dojrzałe łosia rogi
kładzie trakt pod bose nogi by przy cerkwi znów się skłonić
i odsłonić ją przed wzrokiem lecz on tylko przejdzie bokiem
nie chcąc skalać jej urokiem przemknie po cerkiewnym murze
chwilę się zatrzyma w górze przeliczy kolory tęczy
wybierze jeden z obręczy zjedzie nim do wodopoju
zanurzy źrenice w zdroju tęcza z wodą wzrok pochłonie
zawiesi na nieboskłonie...
Dodane przez kozienski8
dnia 19.12.2008 05:59 ˇ
2 Komentarzy ·
985 Czytań ·
|