Teraz kiedy palimy ubrania i papiery
i jest minus dziesięć stopni – wciskamy się
w tę biel, jakby była ogromną poduszką.
Dla patrzących z góry (jeśli są tacy),
musimy być wrednymi stworkami, które
tworzą czarną plamę, płaczą nad nią –
i dokładają do ognia, żeby czerń była
jeszcze czarniejsza.
Trochę to nielogiczne dla nich,
woleliby pewnie wszystkie te ptasie
ruchy na drążku, przewracanie oczami,
wypieki na policzkach, stroszenie piór
i wieczorny lament; a tu nic z tego,
przedstawienie jest ascetyczne jak
liturgia zen. Czerń biel dłoń i szmaty.
Gdzieś na zachodzie wielki czerwony
Budda Amithaba uśmiecha się i szepcze
że wszystko jest kwestią umysłu.
Pozbywamy się zbędnych przedmiotów,
po prostu, po prostu, ale przedmioty,
uczucia, całe to życie to jeszcze nie to.
Jest jeszcze pamięć,
“i całe to bagno z pieniędzmi.”
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1765 Czytań ·
|