W jej dłoni to nie żadna broń,
a jednak zręcznie ciśnięta, dałaby nam
zagadkową śmierć i parę nagłówków w gazetach.
Zresztą nie jest sama.
W tej części sali oddzielonej nami jak murem
one dominują. W głosach rozpoznaję
psie warczenie i werble, niejasno przypominam
sobie mit o rozszarpaniu, to dobrze
być tak rozszarpanym?
Pomiędzy nimi eteryczne porozumienie,
ruchy ciał zsynchronizowane ze sobą
i na myśl przychodzi studzienka
z zapałek, a właściwie ostatnia
faza budowy, gdy wstrzymuje się oddech
by wszystko nie runęło i właśnie
w takiej chwili pojawia się gość idiota,
niepewny ruch niweczy wszystko.
Niwecz – to właśnie słowo tak nęci,
gdy patrzę jak odchylają ramiona i
rzucają w tarczę.
Nie kojarzę tych cieni z niczym,
są własne.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
2064 Czytań ·
|