Jest bardzo zimno. Od dawna zapowiadano ocieplenie,
ale pierwsi chłopcy już nie wytrzymali, wybiegli na drogę
pograć w piłkę i leżą właśnie spoceni na liściach,
a Matka Boska nad nimi załamuje ręce, gdy tak
dyszą i otaczają ją kłębami pary z ust.
Skąd wiem, że to październik? Po czerwieni bluszczu,
co panoszył się na tym zdjęciu, które trzymałem w ręku,
chcąc odnaleźć tamto miejsce, porównując buty,
postrzępione spodnie, piłkę, kształty fryzur, liści,
tembry głosów, sposób, w jaki słońce końcem palca
załamuje się na dwoje na szkle oszronionym,
za którym jest Maria. Tak naprawdę chłopców nie ma.
Tylko bucik. Śnieg na liściach. Tylko tyle jest na tamtej
czarno-białej fotografii, w której dwóch wymiarach
wszystko to się mieści. Którą ledwo co pamiętam.
Dodane przez struggle within
dnia 27.10.2008 20:13 ˇ
4 Komentarzy ·
822 Czytań ·
|