połknąłeś haczyk z piór i kości. uderzyło do głowy skrzypienie
sprężyn spływające nierównościami sufitu mansardy. pneumatyczny
anioł - wersja de luxe - zasysał wilgoć. rozbryzgiwała się o krawędzie
mglistej postaci, przeistoczonej w kontur najwierniejszej nicości.
nie ocaliły cię wybałuszone dziuple buków na przeciwstoku,
napięte kręgosłupy gór w prześwitach, łzy Pani Elżbiety z ulicy
Zdrojowej, liczenie taktów wybijanych przez koła ekspresów
zewsząd donikąd. ścieżka prowadziła zawsze w dół, między
kamieniste jary, błotniste wykroty; na perony chlaśnięte w twarz
drzwiami; przed wywalone w gały kalendarzy sznytowanych
datami spotkań. zawsze w dół, nawet gdy ocierałeś pot
a przyciąganie nieziemskie zmuszało do wbicia wstecznego.
teraz wiesz, że skrzydła unoszą nie wyżej od czwartego
piętra bloku, dwudziestej trzeciej kondygnacji centrali,
gdzie ludzkie pęcherze nadymają się na obraz i podobieństwo.
wyżej sam
na własnych nogach.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
820 Czytań ·
|