Nie wystawiaj moich członków na spalenie. chcę
do końca zgnić w Tobie. I rozsieję nasienie zarazy
okruchy morowego powietrza wokół stóp twoich
by nikt nie miał przystępu. I stanę się limfą, krwią,
plwociną Twoją; urwanym snem przez skowyt psa;
urojonym płaczem spędzonego płodu; żyletką
przy strunach. A zatem nie śmiej się głośno, nie krzycz,
nie mów fałszywego słowa - może ocalisz delikatną
więźbę krtani aż przyjdzie dzień gdy zachód stanie się
jasnością a wschód zmrokiem. Teraz zapuszczasz
w moich ścięgnach ostrza nowych fundamentów;
zatapiasz krawędź kielicha i czekasz aż się napełni
i pić będziesz a spłynie Ci po brodzie, piersiach, szyi,
na zawsze pustym, suchym wąwozem podbrzusza.
Tylko proszę kołatkę, kołatkę mi zostaw u wieka.
zabrzmi jeszcze głos suchy, niepodzielny i prosty.
Wygrzebię się z gliny. Strzasnę białe kłącza robactwa
I pił będę ze źródła
nie wiedząc co czynię.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
836 Czytań ·
|