od kiedy wracam, słowo po słowie, cichną szelesty
kartek. jakby strach. myślenie o tysiącach ludzi, których
nie poznam, miejscach widzianych raz jedyny, nieświadomie
zapamiętanych
- i zaklinać mogę, że usłyszę jeszcze śmiech hiszpanów,
nawoływania arabów w toledo, gdy zmierzchem mury
czerwienieją, czuję chłód kamieni
niepokojąco. i ta cisza zagryza myśli o jutrze.
jestem jeszcze wczoraj. leniwie smakuję ostatnie strony
przeczytanych ogłoszeń, kolejne zbrodnie, wyświechtane
wojny w imię bogów i wolności, wypłowiałe skandale.
nie powiem nic. milczenie to jakaś forma ucieczki.
- tymczasem chodzę znów ciasnymi ulicami i śni mi się toledo.
brzęk stali handlujących na placu maurów brzmi melodią dzwonów
katedry. mury alkazaru nie mają końca.
powinnam mówić. teraz. w języku nieznanym, narzeczu
z pogranicza wczoraj i dziś. opowiadać o miejscach, gdzie
zostawiłam wszystkie ważne postanowienia. powinnam.
podnoszę palce, wystukuję o blat kolejne proste słowa.
jeszcze nie potrafię ich czytać.
Dodane przez kenzo
dnia 30.09.2008 19:48 ˇ
5 Komentarzy ·
960 Czytań ·
|