| Nie pamiętam, czy wtedy słońce wypłoszyłokrucze zdzieranie gardeł. Może chrzęst śniegu,
 który lodowaciejąc trzeszczał jakby wodę
 bolało zamarzanie. Mówiłam: nie biegnij.
 Nie biegłeś. Tylko kroki stawiały się szybciej
 niż zwykle.
 
 Coś pękło. Biała rysa ostro oddzieliła
 ciebie od resztek dziecka. Nie lubiłam patrzeć,
 gdy z fascynacją, wolno przesuwałeś palcem
 po brzuchu. Czasem drżała ręka. Wtedy
 ja też myślałam: dziwne, że dziecko się może
 zabliźnić
 
 jak stłuczone kolano. Masz szare oczy.
 Prawie tak samo ciemne, jak niebo gdy zanikł
 uśmiech. Wiesz, zrozumienie chyba przyjdzie z wiekiem -
 mówiła twoja matka. Dorosła i mądra.
 Słyszałam, skrzypiał jej głos. Rdzewiał bardzo szybko
 od płaczu.
 
 Mówiłam: nie biegnij. Nie biegłeś, tylko kroki
 się z tobą ścigały. Śmiałeś się głośno. Stopy
 gładziły kałuże. W końcu zziębnięta woda
 pękła pod bucikiem. Bolało bardzo, kiedy
 ukląkłeś na grudach lodu. Kolano puchło.
 I oczy.
 
Dodane przez Miranda Noname 
dnia 07.09.2008 18:19 ˇ
7 Komentarzy ·
876 Czytań ·
   |