Ciało rosło we mnie. Ona rozwiesiła most
z kruchego łożyska pomiędzy Bostonem i Anglią.
Czułam, że się trzęsie, że odpadły silniki
jak zbędne tytuły wierszy o snach i Valium.
Chciałam z niej wypłynąć, krzykiem wlać się w ocean,
powiększyć masę wody o moje słone łzy,
żeby się zamieniły w płodne perłopławy,
i żeby je wyłowił - nawet pod San Juan,
choć kuter bez załogi - z tego jazgotu miast,
z ciszy raf koralowych, kiedy po całym dniu
dotykasz gąbką piersi i myślisz, że to brzuch.
Że ciało rośnie w tobie, a w nim jeszcze jedno,
samolot pełen pereł wbity skrzydłem w piasek,
ogień jak krew na udach, bezimienne wiersze,
które nie powrócą.
Dodane przez Kamil Brewiński
dnia 26.08.2008 21:14 ˇ
5 Komentarzy ·
829 Czytań ·
|