| Starszy, któremu dałam na imię John,przebija słomką miąższ cytryny
 w drinku, szuka w półmroku dłoni
 chłopaka, którego poznał przed godziną,
 wypluwa gumę na stolik, rozchyla
 wargi, tak jakby chciał wziąć do buzi
 jego pachnący metalem i tytoniem kciuk,
 potem rozpina spodnie i pokazuje
 tatuaż Marilyn Monroe. - Dobra robota
 szepcze młodszy. Jego kręcone włosy
 muskają płatek ucha, a ciepły oddech
 jak przezroczyste liście mięty szarpią
 Johna w podbrzuszu, wychodzi się odlać.
 Mleczny deszcz uderza w ścianki pisuaru.
 
 
Dodane przez viola 
dnia 14.07.2008 05:30 ˇ
6 Komentarzy ·
958 Czytań ·
   |