Szarość
poniżej modrości
Jak kora mózgowa
Komplikująca się
od natchnień wiatru
Z barierkami
z barwnymi tropami
pamięci
Wokół olśnienie
lżejsze od myśli
Wołamy po imieniu
nasze góry
błękitne jagnięta
stłoczone wzdłuż horyzontu
I Karkonosze
bezkamienne
poczęte właśnie
w widmie światła
Bywałem wyżej
nigdy tak wysoko
nigdy tak daleko
nie spojrzałem
Najbliższy człowiek
jest najwyższym
wzniesieniem na Ziemi
Cień serca
wyjaśnia prawdę
Całą drogę słyszałem
oddech góry
wędrującej ze mną
Ten świat zaczyna się
od niej
Od niej
nabiera znaczenia
Nigdy nie był
wart tyle
Świat jest miłością
Malowany srebrnymi
pędzelkami traw
przebiegający w jelenim
porożu osadzający się
w kamiennej księdze
Głazy lekko
przysiadły na wierzchołkach
lasów powstrzymywane
przed ucieczką w niebo
odblaskiem gwiazdy
Tak jaskrawo
Ziemia się staje
od piękna
Wszelki ciężar
istnieje by dotykać
niedotykalnego
Ciała istnieją
dla bezcielesności
Jak dwojgiem źrenic patrzy
przez nas jedność
W niebiosach
zrasta się dojrzałe
jabłko
Zorza przepływa
wciąż z dłoni do dłoni
uratowana przed upadkiem
poza widnokrąg
Błędne Skały, 29 lipca 1995 r.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
684 Czytań ·
|