Z wyszczerbionych stopni
przez nagie belki pachnące
wilgocią ze wszystkich sił
spoglądam wzwyż
Na wschodzącą
konstelację kobiety
Rzekę na niebie
szukającą źródła
Na rzucającą urok
Znów tak mocno w sobie
spotykam ją chociaż
wciąż nie mogę dotknąć
Deszczówką zmywa
z dłoni drogę
Jest przejrzysta
jak przyszłość
Przez półokrągłe dachówki
w ruinach Strugi
strugach ulewy spływa
ku jej piersiom
rozcieńczona szarugą
renesansowa harmonia
Zamazując gliniane tabliczki
przenika w gibkość
śmigłość
Z żywiołu w żywioł
Białe palce w chaosie
rozprysków formują
przestrzeń w kroplę
rozpuszczającą widzialność
Przeźroczysty kamień
węgielny
Zamku
Życia
Bezbrzeżny inicjał
W czyste ręce błękitne
oczy oddaję jak nikomu
jak niebu ten zapis
Jeszcze tak jawnie
niepodobny sobie
Nieład
wyrzynającego się
poprzez zwaliska
ładu
Wiosenniejącego w pełni
lata mnie
Wiążące się ścięgna
schodów
podesty kolumny arkady
Kolebki sklepień
Niebieskiego sklepienia
Jakby się słyszało w szumie
deszczu szmer skruszonych
cegieł z odwróceniem klepsydry
zsypujących się w całość
Patrzymy na siebie
przez okna bez szkła
Parasolką
w drobniutką kratkę
wypływamy
na pełne niebo
Struga, 15 lipca 1995 r.18.25
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
657 Czytań ·
|