Dzień dobry. O tej godzinie jest się tam, w sobie.
I już można przemierzać tę zasraną farsę,
bąbel lub pchłę na ciele nosorożca, którego
rogiem jest słońce, a ogonem kołdra z kory.
Przekręcać się z boku na bok, z boku na pracę,
z pracy na zakupy, z zakupów na sawannę,
gdzie świt swoim dżipem rozwozi nas po klubach
w których didżeje mają twarze naszych matek,
a przypadek gra rolę kumpla jako mikser.
Muzyka bez rytmu, ukojenie od rytmu.
Na głośnikach plastry miodu. Czego się boisz -
zabiorą szerszenie do swoich gniazd pod skałą
Zerwą się wiatry i zniknie mapa ich lotu.
Więc i miejsca nie będzie, bo nie ma koszmaru.
Chyba, że zechcesz i przemierzy cię własna śmierć.
I szepniesz - dzień dobry, nie mogę się obudzić,
więc biegnę w stronę rogu, który nie ma końca
jak wiatr
Dodane przez Kamil Brewiński
dnia 30.06.2008 14:45 ˇ
10 Komentarzy ·
826 Czytań ·
|