Postów: 995 Miejscowość: Wieliczka Data rejestracji: 01.06.11
Dodane dnia 22.05.2016 19:25
Mając dość ordynarnych inwektyw autorstwa bronmusa45 ponownie przeklejam tekst zatytułowany uprzednio jako "Lir zaprosił".
Proszę Państwa, wcześniejsze wpisy z wymienionego wyżej wątku po prostu obrażają przesłanie Portalu o zobowiązującej nazwie "poezja-polska" oraz - w ogóle - posłannictwo samej poezji, obojętnie czyjego pióra.
Naprawdę nie można sobie pozwolić na mnożenie - w postępie geometrycznym - wątków, które przecież z powodzeniem można by skumulować w jednym temacie.
Ale czy to moja sprawa? W każdym razie, najpierw relacja z wtorkowego spotkania, później moje, krótkie uzupełnienie:
Lir zaprosił...
"A tak się cieszył jak dziecko na to spotkanie w Wieliczce [http://www.jerzyhajduga.pl/] i tak to anonsował na portalowym Forum, a tu?
W poezji niejednokrotnie pojawia się motyw niezrealizowanej, pomimo że z długim wyprzedzeniem zapowiadanej wizyty, jak chociażby w wierszu Beaty Obertyńskiej pt. "Czerwiec":
"Balkon, stół, porcelana zielonawobiała...
Za dziesięć pół do czwartej... To jeszcze za wcześnie!
[...]
Dno każdej filiżanki niebieskie od nieba
I łyżeczki po brzegi pełne zieloności...
Jeszcze róże w krysztale poukładać trzeba,
Te zwykłe w moją stronę, tamte w stronę gości.
Dobrze. Wszystko gotowe. Już nadejdą wkrótce...
Trzeba jakoś zapełnić te chwile niczyje -
I przestać ustawicznie spoglądać ku furtce...
[...] Cicho! Czwarta bije!"
Tak było i teraz, jedynie zamiast róż, w bezbarwnym szkle, konwalie. I niezawodna EWłodek, która po opuszczeniu swojej Przychodni tak szybko jak mogła frunęła do Wieliczki. Mimo to coś się rwało, gdzieś się skradał pewien niepokój, jakieś bliżej nie zidentyfikowane poczucie zlekceważenia.
W moim mieszkaniu czekamy do 16:10. Przy okazji Ewa zapina mi nietypowy kolczyk, z którym nigdy nie jestem w stanie sobie poradzić, a tylko Ona jedna dokonuje tej operacji bez targania mi ucha.
O godzinie 16:30, już w bibliotece, chcąc nie chcąc, usiłuję skontaktować się z naszym Bohaterem. Tylko usiłuję, bowiem stale i wciąż słyszę ten energicznie głupawy głosik: "Połączenie nie może być zrealizowane". Po kwadransie usłyszy to samo ilustratorka ostatnich lirowych publikacji - Pani Maria Kuczara, gdy z kolei mnie zaczyna okropnie boleć gardło.
O 17:20 zamiast Autora musi pojawić się substytut. Prawie bez żadnego przygotowania, z dwoma tomikami w ręce przedstawiam sylwetkę Poety, charakteryzując Jego twórczość na podstawie wybranych wierszy. Gardło wprawdzie pali żywym ogniem, udaje mi się jednak czytać bez chrypki:
"mamo
a co będzie
z guzikiem
który miałaś przyszyć do koszuli
co będzie z kubkiem
któremu na wieść o twojej śmierci
wykręciłem ucho
co będzie z butem
pantoflem
chlebem
pod nogami
co będzie
z tobą mamo
gdy w końcu sam Bóg
ci powie
że
twój syn Jerzy
jest księdzem
da sobie
radę
bez
ciebie"
W tym czasie Pani Maria dyskretnie naciska klawisz w komórce, a moja wyobraźnia fiksuje. Przeszkoda? Wszystko może się zdarzyć, więc i wszystko jest do przeżycia, oby tylko nie najgorsze.
Pani Maria puszcza w tzw. tłum współautorskie dzieło pt. "Współbrzmienie". Ja przedstawiam wizerunek tej poza- i nadprzestrzennej poetki zrujnowanych wnętrz, która wydobywa specyficzne piękno poniewierających się gratów, nie raz i nie dwa dekorowanych motywem dziewczęcych (pół)aktów bądź portretów.
Pani Maria mówi o sobie bardzo niewiele; następnie ci, co znają poezję lira akcentują jej uproszczenia; zwłaszcza przy opisie bólu, na które On patrzy nie tyle okiem duszpasterza czy terapeuty, ile nad wyraz współczującego obserwatora:
"Taka piękna
tylko lustro nie ma
pojęcia o jej
chorobie
taka piękna że
jak zsunąć się
po ścianie
upaść do kolan
do stóp
wisi i
wisi"
Do końca spotkania desygnowany na 17 maja br. Bohater nie daje znaku życia, nie dał też i później. Obecni na wieczorze w ilości tuzina: Pani Dyrektor Biblioteki, dwu Pań bibliotekarek, trzech Gości "lira", pięć "moich", bo "specjalnie dla mnie przyszły" Panie - animatorki kultury, nie mówiąc o EWłodek oraz mnie, to z "miasta" nie pojawił się już nikt, zatem?
"Wszak nie był to czas stracony", poinformowała mnie dzisiaj Pani Redaktor Barbara Zapadlińska z "Panoramy Powiatu Wielickiego". "Autora wprawdzie nie było, była jednak pani, która wypełniła ściany bibliotecznej salki, pięknem jego poezji..."
A teraz wreszcie należy wyjaśnić, gdzie wtedy podział się sam lir? Otóż, także dzisiaj, otrzymałam od Pani Marii Kuczary maila treści następującej:
"Ksiądz Jerzy nie mógł przybyć na spotkanie z przyczyn od siebie niezależnych (jest zakonnikiem i nie zawsze może dysponować czasem). Na domiar złego padł mu na amen telefon a numerów oczywiście nie pamięta i nie mógł zadzwonić. Myślę, że jak odzyska możliwość porozumiewania się to sam wyjaśni i przeprosi."
ODAUTORSKIE WYJAŚNIENIE: Poeta został zwyczajnie okradziony! Wiem jak to boli, ponieważ w lutym 1994 roku tzw. "uniwersytecki ślusarz" rąbnął mi ze służbowego pokoju całą torebkę. I raptem co? Jedynie 10 nagich palców, bo i rękawiczki były w tej ukradzionej torebce...
P.S. Moderację proszę o wykasowanie wcześniejszego wątku. Przede wszystkim z uwagi na mijające się z tematem, agresywne posty.
"Na początku było Słowo, a słowo było u Boga i Bogiem było Słowo..." (Prolog Ewangelii wg św. Jana)
Edytowane przez abirecka dnia 23.05.2016 05:27
Skocz do Forum:
Pajacyk
Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.