Żyję na świecie najlepszym z możliwych
tak stwierdził ktoś mądrzejszy ode mnie
wierzę mu
nie mam innego wyboru
powtarzam to uparcie
aż staje się prawdą
pożyteczne kłamstwo
działa zwłaszcza rano
gdy nie można otrzeźwiec'
po upojnym śnie
w południe ciągnę już
na wstecznym biegu
więc znów śpiewam mantrę:
świat spełnia kryterium racji dostatecznej
śmierc' jest tak samo konieczna
jak ruchy robaczkowe jelit!
o zmierzchu czuję się zwolniony
z wszelkiej odpowiedzialności
za ten i tamten świat
nie kręci mnie ciała zmartwychwstanie
ani żywot wieczny
chwalę dzień po zachodzie słońca
nie czekam na nowy
wchodzę w noc
jak w bezpieczny futerał
ode mnie zależy tylko
czy jeszcze jutro wstanę
prawą lub lewą nogą
Postów: 218 Miejscowość: Łódź Data rejestracji: 10.03.07
Dodane dnia 01.12.2008 18:06
DZIEŃ MATEK
Cała Polska czyta misiom, maluje obrazki na życzenie
i wysyła esemesy przed obiadem, kiedy brzuch dopiero czeka
na pieszczoty, a język waży słowa jak miętowe cukierki.
Mam dziś wycieczkę do ciepłego kraju; to wnętrze
jest jak magiczne miejsce - wszystkie drogi
pozwalają stąd uciec.
Drzemka trwa całą dobę, zmieniają się twarze i grymasy.
Kształty uciekają w młodość - ciasto jest w formie,
gdy znów może się odkrywać i prowokować. To skala,
w której mierzy się duże co nieco. Całą Polskę
mieć na jednym łączu jak na stryczku i sterować
tym latawcem, deserem, bukietem na każdy dzień
roku świątecznego, występnego.
Edytowane przez Rafał Gawin dnia 01.12.2008 18:07
dzisiaj jestem Grace, na rozciągniętej pończosze
nie doznaję upragnionej ulgi. odbita od podłogi
wznoszę się na wysokość, na której zawrót głowy
to stan naturalny jak w psującej się windzie.
najpierw góra potem dół. uczucie mdłości i żal,
kiedy nawet kierowcy są przeciwko mnie, skupieni
na ewentualności nagłego hamowania. nie zależy mi,
więc możesz się śmiać i pokazywać język.
to tylko zabawa, ślizganie po zamrożonym, nic,
co można traktować poważnie. trochę fortuny,
na zewnątrz gęsto od mgły albo od dymu. ode mnie
nie można niczego wymagać. poza faktem istnienia
Postów: 295 Miejscowość: Łódź Data rejestracji: 11.09.07
Dodane dnia 01.12.2008 13:44
czekasz pod wiatą w dżdżysty, chłodny poranek
zahaczasz wzrokiem o portfel starszej pani
może jako żigolak miałbyś lepszy los
skok z łóżka do łóżka z zapłatą, by odejść
wizja osadza cię po środku chodnika
w cyklicznej wolności, u podstawy smutku
jeszcze dłużej w biurze dla bezrobotnych
kiedy wychodzisz, na niebie kreślą się, ogłoszenia laserowe
przebiegasz wzrokiem po szpaltach
wysyłam ci kogoś do wglądu, listem priorytetowym
zostaw telefon i adres, odezwę się
zapisujesz je na kartce - błędne posunięcie
oficjalne rozwiązanie wybuch
porażka kryje furię i moc
ach tak? z kim rozmawiam? powiedz
mi znów, że będę śnił po śmierci
że bardziej niż teraz będę mógł kochać
pozwalasz, by rzeczywistość odpowiedziała
z korytarzy, które przeszedłeś, wysyłasz sygnał
reprezentacyjną, reklamową próbkę
po południu, w centrum miasta
rośniesz na ekranie witryny
starasz się rozpoznać, kogo tam widzisz
czy to facet, który się ukrywa, a może
tylko sobie wyobraża, że jest
chciałbyś przeżyć, jak każdy
dwusekundowe piękno oślepia, jak olśnienie
zamyka się w tobie, zakończenie powieści
na jeden raz w życiu owa moc
jest naiwnością aż do wieczności
wszystkie budynki są ładne w nocy
rytm czujesz, jako swój, oraz wszystkich
którzy kiedyś stali przy tobie
z windy, do której wsiadłeś wysyłasz sygnał
ostrzegawczy
Postów: 23 Miejscowość: Łódź Data rejestracji: 24.12.07
Dodane dnia 01.12.2008 11:47
sprawozdanie z picia porannej kawy. kuchnia.
stół ma zimny blat, kiedy przykładam do niego
czoło. gorąca kawa w ustach, przekleństwa
nie mogą się wydostać. wypadłam z obiegu i, kurwa, mogę tylko przypominać jak to
miało być po bólu, a to po mnie nie został ślad.
wiesz, co znaczy być psem? gryźć się od ogona,
bo tam, ukryte pod krzyżem, leżą najważniejsze czakry?
przychodzić i łasić się, nie odrywać oczu.
bo może to dziś weźmiesz mnie inaczej, niż pod włos.
dziś w nocy wymyśliłam sobie mantrę. jest w niej
dźwięk pociągania za spust. chłód tunelu, ostatnia
rzecz, jaką można pojąć.
Postów: 6 Miejscowość: Brzeszcze k/Oświęcimia Data rejestracji: 06.10.07
Dodane dnia 01.12.2008 11:11
pytania diagnostyczne dlaczego lub jak
a nikt nie spojrzy na odpowiedź
booo jeśli ścierasz tablicę po lekcji
czy myślisz o tym że w gąbce więzisz literki?
Nie ! choć wiesz że kiedy coś się czymś staje
i choć w różnych postaciach żyje
nie zmienia się nigdy
i sobą zostaje
wiesz i zapominasz po to
by wydawać na psychologa by płacić wróżkom filozofom
choć masz to w głowie! że tej kredy się twój prawnuk dotknie
lub napije jeśli zmoczysz gąbkę
Niech się martwią w innych formach
czy wszechświat jest słońcem wszechwszechświata
tyle razy tyle miliardów dowodów a wy dalej pytacie
a przecież każdy od zawsze jest jeden w schemacie
Postów: 2 Miejscowość: Wrocław Data rejestracji: 31.10.07
Dodane dnia 01.12.2008 01:02
I
Była noc jak gorzki owoc pełna.
Wiatr płynął cicho gwarną rzeką
Na wpółmartwych liści, niebo jak wełna
Odmierzało sen powieką.
Takie noce są jak kotliny zatopione
Mrokiem, jak ułamki kroków
Wędrujących przez pustynie wyrzeźbione
W nieostrożnym słońcu.
Jakże w niej mógł się zrodzić duch
Tak miękki jak obłok, tak ciepły
Jak płomień? Gwiazdy szły i stygły w ruch
Po lustrach okien i głuchoniemy
Księżyc skradał się za drzewem.
Jaki to bóg począł rzeźbić kształt w obłoku
Jaka moc najczystsza - nie wiem.
Płynął cichy wiatr w pomroku.
II
A serce miała jak kropla łzy
Przejrzyste i ciepłe słońca
Zamiast zwykłych oczu - niby
Ocean dnia bez dna ani końca.
I piersi jakbyś w nich niebo
Uwięził, w których płynął
Wiatr na wylot i którego
Nigdy dotąd w obłokach nie było.
I chmur strumień mgławy
Zamiast włosów z którego czasem
Po niebie jak łzy przejrzyste sypały
Się krople - każda stygnąc w gwiazdę.
III
I tak niebo na nowo zaludniło
Się w ziarenka jasnych gwiazd
I świt nad nocą przysiadł cicho
Jakby mlecznym skrzydłem ptak.
I w jeziorach srebrzystych brodził,
W płomieniami płynącym wschodzie
I melodie - ptaków świergot rodził
W obłoków dryfujące łodzie.
Przecierali znużone oczy ludzie
Ze zdumienia, dojrzewały w drzewach
Śliwy soczyste i słodkie jak lukier,
Tańczyły ptaki w błekitnookich niebach.
I wschodziło wszystko jakbyś kamień
W wodę rzucił - coraz dalsze koła.
Płynął biały dzień.
On był w niej, a w nim była ona.
"Czegóż więcej potrzeba gdy
Głos twój przyjazny budzi
We mnie gór zielony dotyk?
Czy jaki lód kiedy ostudzi
Twych oczu ciepłe słońca?".
A wtedy wiatr zaszumiał
I tylko zaróżowiły się jak śnieg białe słońca,
Lecz on jej mowy odgadnąć nie umiał...
IV
Tańczyły ptaki gwarnym kołem.
Od tej wesołej zabawy
Aż wiewiórki zerkały ukosem
Na podniebne wrzawy.
Gasły i błyskały miękkie
Pióra, tak lśniące, że prawie
W słońcu białe - zielone, niebieskie.
Częstokroć przyglądała im się ciekawie.
Zieleniły się liście jak serca kruche,
A w powietrzu rozlegał się zapach wiosny.
Razu jednego z niemałą nieśmiałością oraz trudem
Zapragnęła się przyłączyć:
"Weźcie mnie ptaki ze sobą
Będziemy tańczyć i śpiewać".
Śmiały się ptaki i przysiadały obok
Na zielone drzewa:
"Jakże będziesz tańczyć z nami
Kiedy oczy masz jak ogień
A w piersiach wiatr z chmurami?
Wypalisz nam skrzydła, spłonie
Przy tobie każdy kwiat i każde drzewo,
Twój oddech przygna ciemne chmury
I zgasi niebo.
Jakże chcesz tańczyć z nami? Który
Zechce ciebie ścigać ptak, gdy
Przez ciebie na wylot można przejść?
Odejdź już, zostaw nas
Chcemy jeszcze wolne być
Posłuchaj szumu drzew i śpiewu traw
One ci powiedzą gdzie masz iść".
I posypały się z jej oczu łzy
Jak iskry złociste i zaczęła nieść
Swe obłoki niby wielkie góry skaliste
Na swych małych dłoniach.
I tylko te łzy jedne - jasne, czyste
Zamieniały się w gwiazdy na nieboskłonach.
V
Kąpali się chłopcy w rzekach
Których prąd był jak senność chłodny,
Gdzie na przyrzecznych drzewach
Kwitnął wiatr jak naręcza bryz łagodny.
I mijały ich wyśnione statki,
Wirujące dłonie błękitne od chłodu.
I widzieli zatroskane twarze - matki
Czekające ich na brzegach od zachodu.
Przybliżały swój kosmaty policzek
Ku im oczom zielonych tajemnic,
Do wilgotnych od łez twarzyczek
A dzień się nad nimi wciąż jasny mienił.
Tylko ptaki spały jak kamienie mocno
Niby wystrugane w gałęziach.
Lecz jakże było ich zielonym oczom
Tęsknotę daleką jak niebo zażegnać
Kiedy całe były spowite w snu
Jedwabne nici? Stanęła przy wodzie
I jak złodziej powoli i po cichu
Poczęła rzeźbić wiatr w obłokach.
A obłoki stały się jak kwiaty - różowe.
I jeszcze szumiała wodą w rzekach i w potokach,
Aż oderwali nieobecny wzrok i unieśli głowę.
Wtedy rzekła do nich: "Chłopcy moje małe dziatki
Żal mi was, gdy tak patrzę smutek serce ściska,
Widzę, że nie macie matki
A nadzieja dawno prysła.
Będę wam ja matką i nadzieją.
Pozwólcie mi popłynąć z wami".
Tylko skończyć nie zdążyła, a już słyszała jak się śmieją:
"Ty chcesz płynąć z nami?
Ty? Kiedy my szukamy lica
W którym troska się poczyna
I w którego ciepłych rysach
Miłość zawsze jest matczyna.
Przecież ty masz zamiast serca kroplę
W której nigdy nie pomieścisz
Choćby grama naszych wspomnień,
A chcesz miłość zmieścić?".
Kąpali się chłopcy w rzekach
Których prąd był jak senność chłodny
A ona tak cicho jak się pojawiła - odeszła,
Smutna jak ten krzyż nagrobny.
VI
Miał Tytan rąk białych dwoje
Jak lodowców mleczne grzywy,
Ciało zakute w obłoków zwoje
I pęk włosów niby dym siwy.
A przez błękitne od chłodu oczy
Płynął mu lawin żelazny obryw.
I nim się dzień roztoczył
Wędrował Tytan przez zielone łąki,
Prosto w swą samotność.
Na wyjących wichrów głodzie śpiewał
Swe modlitwy trwożne i tak w obcość
Czasu nieostrożnie przestrzeń przyoblekał.
Dudnił w studniach zgasłych źródeł
Trąb pędzące swe wichury
I zamieniał w skrzydła runem
Obleczone szaro topieliste chmury.
Pędził w swą samotność Tytan poprzez ziemię
Strącał z gór ramiona lawin
I tak huczał po głębokim niebie
Aż się się echo niosło w dali.
Widząc ten wiodący nawałnicą
Smutek groźny, lecz prawdziwy
Pokochała jego zimne lico
Sercem swoim frasobliwym.
"Mój Tytanie gromowładny boję się twych trąb
I burz orkanów ryku, jednak wiem,
Że są one na wpół prawdą na wpół ciszą.
Mój Tytanie chmurnooki chcę
Być ci twych trwóg banitą,
Pozwól, pozwól mi odmienić czas".
I widziała jak się wielki Tytan
Na przemian rumienił i gasł,
Aż w końcu jak grom z nieba spytał:
"Widziałem w twoich oczach blask
Rozpięty białym lnem w obłokach
Gdzie rozpalone nieba jasnych gwiazd
Jak mleczną rzeką płyną, lecz jak Cię kochać,
Powiedz jak - kiedy ty masz zamiast oczu słońce
Żarliwe jak płomienny oddech? Jakże mam porzucić
Moje trąby i lodowce?".
I już dzień się roziskrzony począł studzić,
Gdy posmutniały jej oczu płomieniste sople:
"Przecież ty masz zamiast serca kroplę",
A wszystko echem za nim powtórzyło -
"Przecież ty masz zamiast serca kroplę",
"Wybacz, nazbyt smutna będzie taka miłość".
Po czym rozżalony z wolna ciężkim krokiem odszedł
I tylko echo jeszcze długie jak żal po niebie za nim wyło.
VII
Już dzień schodził do nocy
Gdy ludzie w swych domach
Spać się kładli - nic nie wiedzący,
Wierzący ślepo w to co w kościołach
Świątyń im echo wyryło.
A czymże naprawdę jest piękno,
Czymże naprawdę jest miłość?
Czy to co ci się nocą po kątach śniło
Gdy żeś zasypiał wtulony w jej
Ciepłe lico? Jakbyś był lotem ptasim
Albo wiatrem co się w kwiatach rozpłynął,
Gdzie srebrzysta kuna milczenia się łasi?
Płakała długo. Łzami tak jasnymi,
Aż jej oczy wypalone troską zgasły.
Pełzały w głębokie doliny
Potoków łabędzi gasnące jaskry.
I już wiatr nie był tak oczom ciasny
Lecz niemalże oniemiał,
W zasłuchane drzewa, w lasy.
Ucichła w końcu cała ziemia.
A niebo powoli zniżało swój ciężar
Kopułą węgielną,
Aż w miękkich mroku powiekach
Zamknęło to wszystko w ciemność.
I tylko skrzydła obłoków długo jeszcze wiały
Na zamyślonym wietrze,
Aż się jej młode snów oceany przelały
W wąską jak nóż kroplę. I coś się jej jeszcze
Jak szeptem cichutko śniło,
Coś jakby płomień wieczne,
Nie wiadomo - czy śmierć, czy miłość?
Konkurs ma charakter cykliczny i każdego miesiąca ogłaszany będzie temat oraz nazwisko osoby oceniającej.
Planujemy wydanie książkowe wierszy nagrodzonych oraz wyróżnionych w ciągu całego roku 2008.
____________________________________________________
Temat konkursu miesiąca w grudniu to:
OD WSCHODU DO ZACHODU SŁOŃCA
Wiersze oceni i wyboru dokona: Krzysztof Kuczkowski
(przedstawiać zapewne nie trzeba)
Termin wpisywania wierszy w tym wątku upływa z dniem 31 grudnia 2008 r.
Nagroda: bon na zakup książek w sklepie Serwisu PP o wartości 50 złotych
(koszt łączny, wraz z kosztami wysyłki)
____________________________________________________
Zasady konkursu:
Udział w konkursie może wziąć każdy użytkownik serwisu, który założył swoje konto najpóźniej do dnia 30 listopada 2008 roku.
Każdy z użytkowników ma prawo przesłania jednego wiersza i mogą to być również wiersze już wpisane w serwisie PP, ale należy je zgłosić do konkursu poprzez wpisanie do tego wątku.
Wpisy nie zawierające wierszy, będą usuwane z tego wątku.
Wiersze wpisane w innym miejscu nie będą brały udziału konkursie i zostaną usunięte ze strony bez dodatkowej informacji w postaci PW.