|
Nauczyłem się odróżniać sen od jawy ale to nie wystarcza
Patrycjusz Dziczek
Patrycjusza Dziczka (ur. 1983) poznałem parę lat temu na Międzynarodowym Festiwalu Poezji „Pobocza”, organizowanym przez Adama Ostrowskiego i Pawła Szydła w Więcborku. Myślałem o nim wtedy: przystojny facet, miły człowiek, autor ciekawych wierszy. Gdy na kolejnych edycjach festiwalu zaczął pojawiać się poetycki slam, Dziczek dał się poznać jako obrotny organizator tegoż przedsięwzięcia i elokwentny konferansjer. Kiedy słuchałem jego wierszy, czułem w nich autentyczność przeżyć i bezpretensjonalność języka. Cieszę się, że te formułowane wówczas ad hoc rozpoznania i oceny potwierdza debiutancka książka autora z gdańskiej Oliwy, Polowanie na malinowy śnieg, opublikowana przez Wydawnictwo Meander.
W Polowaniu… przynajmniej dwie rzeczy decydują o tym, że mamy do czynienia z ciekawym, nietuzinkowym debiutem. Jedną z nich jest dobór i układ wierszy, drugą – sposób rozpisania doświadczenia, które tę książkę organizuje. Tym doświadczeniem jest inicjacja. Przypatrzmy się bliżej każdemu z tych elementów.
W doborze i układzie wierszy składających się na Polowanie… znać rękę wytrawnego redaktora, który posłużył się gęstym sitem, dlatego na jego oczkach ostały się tylko wiersze niezbędne. Często w tomikach debiutantów wierszy jest jakby… za dużo. Po prostu pewnych utworów mogłoby nie być. I nie chodzi tylko o to, że nie wnoszą one nic istotnego poznawczo ani estetycznie wartościowego. Rzecz w tym, że te wiersze swoją obecnością nierzadko osłabiają, rozrzedzają znaczeniowo, utwory ważne i osiowe. Tego mankamentu udało się uniknąć w Polowaniu…
Co zaś do inicjacji, to trzeba zatrzymać się przy niej dłużej, bowiem buduje ona de facto semantykę tomiku Dziczka. Polowanie… stanowi przede wszystkim opowieść o wchodzeniu w dorosłość i dojrzałość, to narracja, która, siłą rzeczy, budowana jest na opozycji pomiędzy ideą a rzeczywistością, wyobrażeniem a realizacją, koncepcją a jej urzeczywistnianiem, wreszcie, entuzjazmem a rozczarowaniem. Dziczek pokazuje, kim jest i jak stawał się tym, kim jest – poprzez przypominanie i rekonstruowanie tych doświadczeń, które przeżywa jako kluczowe, konstytutywne. Ważne są jednak nie tylko same doświadczenia, ale też sposób mówienia o nich. Odnoszę wrażenie, że gdański poeta unika skrajności; nie godzi się ani na sentymentalizm, ani na turpistyczne obrazoburstwo, nie chce ani epatować czytelnika, ani fraternizować się z nim, nie interesuje go ani zaklinanie tajemnicy istnienia, ani przeklinanie ohydnego świata. No właśnie! Siłą wierszy Dziczka jest umiar; postrzeganie i wyrażanie rzeczy na swoją miarę. Nie ma tu ani nabzdyczania się, prężenia nadmuchanych muskułów, ani fałszywej pokory, kulenia ogona wobec faktycznych czy rzekomych autorytetów. Jest natomiast człowiek i poeta, który uczciwie mówi, kim jest i jak z nim jest.
W Polowaniu… inicjacja oznacza w pierwszym rzędzie odsłanianie negatywnych aspektów egzystencji. Bohater wierszy odkrywa, że człowiek, pozostający we władzy instynktu czy popędu, niewiele ma wspólnego z moralnością i duchowością, te bowiem polegają na zakwestionowaniu praw natury. Prymitywizm, brutalność, prostactwo, jakie napotyka bohater wokół siebie, to swoiste przejawy klęski człowieczeństwa; klęski, która ma swoje źródła w braku moralnej czujności, duchowym lenistwie, poddaniu się bez walki regułom tego świata. A on ma to do siebie, że chce z nas uczynić posłusznych wykonawców jego woli oraz bezkrytycznych konsumentów tego, co nam oferuje. Gdy się temu poddajemy, wyrzekamy się własnego pomysłu na życie, pozwalamy się formatować, uniformizować.
Czy bohater Polowania… coś przeciwstawia unifikującej sile świata? Owszem! Tym czymś są wrażliwość i marzenie. Wrażliwość nie pozwala mu przystać na taki sposób życia, który polega na obsuwaniu się w nijakość, z kolei marzenie chroni przed redukcją do doczesności (określenie ks. Grzegorza Strzelczyka), nie pozwala zamknąć się na inny porządek niż codzienna kalkulacja, interesowność, pragmatyzm. Czyż nie jest trochę tak, że gdy umierają w nas dziecko, poeta, apostoł, stajemy się już tylko smutnymi zwierzętami, które, przeżuwając wytrawioną z podmiotowego sensu codzienność, oczekują na śmierć?
Tomik Dziczka kończy wiersz dedykowany ojcu. Z narracji ojca wynika, że jego syn był kiedyś niebezpieczny, nieprzewidywalny, a teraz wydoroślał i myśli wyłącznie o studiach, karierze, kontraktach za granicą. Z tą diagnozą nie zgadza się syn, zapewniając ojca, że właśnie rozpoczyna polowanie / na malinowy śnieg. Ten syn zdążył już wdepnąć w łajno życia, poznał, co znaczy oszukiwać i być oszukiwanym, widział, jak jego kumple osiadają na mieliźnie nijakości, choć mieli wielkie plany i ambicje. Ten mężczyzna już wie, że od pewnych kompromisów ze światem nie ucieknie, ale wie również, iż poniesie życiową porażkę, jeśli zapomni o malinowym śniegu, jeśli przestanie patrzeć jak żyją chmury.
Patrycjusz Dziczek, Polowanie na malinowy śnieg, Wydawnictwo Meander, Więcbork 2011.
Recenzja ukazała się w „Arteriach” nr 2(11)/2011.
|
|