|
Nawigacja |
|
|
Wątki na Forum |
|
|
Ostatnio dodane Wiersze |
|
|
|
Karol Maliszewski - Człowiek versus universum - recenzja tomu "Wiedeński high life" Jakobe Mansztajna |
|
|
Siła chłopięcych marzeń słabnie, dojrzewając do formy bardziej pojemnej; być może coś takiego dzieje się w wierszach wypełniających pierwszą część debiutanckiego tomiku Jakobe Mansztajna. Tę część poeta zatytułował „Koledzy z podwórka nieśmiertelność”. Najpierw jest poczucie wszechmocy i pewność nieśmiertelności. Pod takimi znakami przebiega dzieciństwo. Wprawdzie w lapidarnych, gęstych balladach o dzieciństwie dźwięczy niepokój, lecz skutecznie głuszy go migotliwość przygód podwórkowej wspólnoty. Gra w kapsle, piaskownica, oranżadki w proszku, mityczne drzewo w środku podwórkowego kosmosu, przebijanie się przez gałęzie na drugą stronę. Tak naprawdę „druga strona” stanie przed oczami wraz z pierwszym pogrzebem. Opowieść o chłopcach z placu broni przeistacza się tu w historię mityczną. Nadwrażliwy bohater nawet przypomina Nemeczka, który przetrwał i teraz pisze wiersze. Utrwala los wspólnoty. Rozsypującej się wspólnoty. Ta, która „przyszła. rozkraczyła się przed klatką”, wygląda jak śmierć. Zabiera chłopców po kolei. Należy im się opowieść, utrwalenie w krótkim jak błysk wierszyku. Na przykład trzeba napisać o tym, którego „wszędobylska krew / wsiąka w blat chodnika”. Nie mogło być inaczej, skoro skoczył z dziesiątego piętra.
W tej opowieści o podwórkowej inicjacji robi się coraz chłodniej i mroczniej. Bezlitośnie wydrwiony mit o nieśmiertelności (w tym także abdykacja Boga) rzutuje na charakter dojrzewania. „Śmierć jest mistrzem na naszym podwórku” mógłby powtórzyć bohater za Dariuszem Suską. Nie tylko śmierć jest przyczyną rozpadu pierwotnej wspólnoty. Właściwie tylko dwie postacie pozostają tej wspólnocie wierne: Siwy i Poeta. To oni delektują się „wiedeńskim high lifem”, siedząc przed osiedlowym kioskiem. Reszta pochłonięta jest poważniejszymi sprawami, m.in. dorabianiem się i konformizmem.
Po etapie wyrastania z ubranka Nemeczka nastaje czas eschatologicznego wstrząsu. Śmierć staje się namacalna i dosłowna. Bohater rozpacza po śmierci Marcina. Przypomina się elegijny nastrój niektórych wierszy Eugeniusza Tkaczyszyna Dyckiego opłakującego Leszka. Nawet melodia wiersza też idzie w tę stronę; „nie dogodzisz rzeczom, które chłoną ciało chłopca”. Chciałbym podkreślić, że mnie te przekorne treny bardzo przekonują.
Nieśmiertelność podwórkowych rytuałów zderzona z funeralnym wigorem buduje interesująca jakość, która czeka na coś w rodzaju kody. I Mansztajn nie zawodzi oczekiwań. Trzecia część pt. „Różowy króliczek duracell” zestraja wcześniejsze tony, jawiąc się jako synteza melancholii, sarkazmu i wisielczego humoru. Po lekcji ciemności szuka się chociaż drobnych śladów światła, trwa heroiczna próba „opowiedzenia się za szczęściem”. I być może jest tak, że miłość ma coś z tym wspólnego. Bohater nie jest do końca przekonany, wiedząc, że za jej jasnym obliczem kryją się tęsknota i ból. Nie pozostaje mu jednak nic innego, jak tylko bez przerwy upewniać się, „że to, czym bolisz, ten mały kamień/ między palcami w bucie, to wciąż nagroda”.
Jakobe Mansztajn, Wiedeński high life, Portret, Olsztyn 2009. |
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
|
Pajacyk |
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Aktualności |
|
|
Użytkownicy |
|
|
Gości Online: 4
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi
|
|
|
|
|
|