|
Trudno powiedzieć, co było pierwsze. Chyba najpierw rower, historia roweru, a potem język szukający momentalnej ekspresji jak najlepiej wyrażającej sens i smak podłódzkich eskapad rowerowych. Fotografia na okładce i dedykacja przywołują postać ojca. Historia roweru jest poniekąd historią rodziny. Ojciec też jeździł, też zamieszkiwał jakąś cześć historii. Zamieszkiwał w drodze, przemierzając podobne ścieżki. Niestety, nie zdążył przeczytać książki, w której syn opisuje swoje widzenie drogi, swoją historię.
Dla bohatera opowieści, tego hermeneuty na rowerze, historia jest ważna. Wszędzie ją widzi, nawet na dzikich wysypiskach śmieci ukrytych w krzakach. Podmiejskie okolice obfitują w miejsca uciekające od historii, dzikie i niczyje. Ich dzikość jest jednak pozorna. Po pierwsze, oswaja je udział w historii, bo jednak mają formę narzuconą przez działalność człowieka. I tu Owczarek serwuje raz po raz dygresje świadczące o nieprzeciętnej erudycji antropologicznej i filozoficznej. Po drugie, te dzikie zakątki, w mniejszym lub większym stopniu określane przez historię, oswaja dodatkowo hermeneutyczny zapał poety, łączący w zaskakujący sposób obserwacje przyrodnicze z kulturowymi. Jeżeli znaczeń w obserwowanym żywiole nijakiej rzeczywistości nie ma zbyt wiele, to od czego wyobraźnia, od czego język, od czego obsesyjne kręcenie się w kółko po zdesakralizowanym interiorze i gorliwe czepianie się nawet najmniejszych tropów. Zabiegi poety przynoszą efekt. Zdegradowana przestrzeń staje się barwna i nasycona. Wypełnił ją swoim staraniem, bystrą obserwacją, interesującą pracą języka. Umieścił w obszarze świętej powtarzalności zdarzeń, w cyklu pór roku, w galerii soczystych i jędrnych obrazków.
Ten rowerowy dziennik prowadzony jest z zacięciem lingwisty, który nieufnie przygląda się słowom, łapiąc je na gorącym, spontanicznym i terenowym, uczynku. Ciekawe są te dwa ciągi nieufności i podglądactwa. Pierwszy dotyczy zmieniającej się przyrody, drugi zmieniającego się języka, także własnego języka poetyckiego. Nadświadomy, autoteliczny rys jest dodatkowym walorem cyklu, który da się czytać na wiele sposobów. Wieloznaczność zaczyna się już od tytułu: cyklista porusza się, tworząc „łańcuch opowieści/ co się toczą jednym śladem / i nie mogą się pomieścić/ w żadnym spisie i rozkładzie”, a z drugiej strony dostrzec tu można próbę napisania cyklu listów z drogi, listów kierowanych do unieruchomionego, ale ciekawego świata, czytelnika.
Nadać znaczenie ziemi niczyjej – oto postulat, który wyłania się zza tych zapisów. Zapisać coś na marginesie modnych poetyk (wyrwać się stylistycznej sztampie), czego lustrzanym odbiciem staje się i to: poruszać się na marginesie systemu, pośród odprysków i odpadków. A potem z tych odprysków języka i odpadków różnych systemów (także symbolicznych) ułożyć mozaikę, pod którą można by się rytualnie podpisać własną krwią, i stworzyć język, który oddawałby różnicę między ruchem a bezruchem znaczeń. Język własny rowerzysty.
Przemysław Owczarek, Cyklist, Wydawnictwo Kwadratura, Łódź 2009. |
|