Przypowieść o Arcykapłanie i korniku
Arcykapłan Dobrej Bogini wszedł do sanktuarium, żeby odprawić poranne modlitwy i zauważył dziurkę w dębowej ławce.
Dziurka, czarna i podejrzanie okrągła, nie była szparą ani śladem gwoździa. Arcykapłan zbliżył się, wetknął w nią czubek paznokcia i wyczuł próchno.
Kornik! W domu Dobrej Bogini!
Arcykapłan odruchowo przypomniał sobie kilka zabójczych zaklęć i wymówił słowo - Truciznę. Moc spłynęła z jego palców i wsączyła się w twarde drewno. Poczuł ulgę; dobrze wykonał obowiązek strażnika świątyni.
Ale trzy dni później znów odkrył zdradziecki otworek. I jeszcze dwa, w konfesjonale i klęczniku. Przeraził się. Oczyma wyobraźni zobaczył świątynię spróchniałą, pożartą od środka, grożącą zawaleniem. Dziurka kornika, rozmnożona w tysiące, stawała się otchłanią, która otwierała nagle swą czarną paszczę i wsysała wszystko.
Ochłonął, zebrał siły i wymówił do kornika z konfesjonału Słowo - Rozkaz
- Milcz i wyjdź z niego!
Zatrzęsły się filary budowli. Tynk odpadł ze ścian. Szyby spękały. Lecz po chwili owad, szary i niepozorny, wysunął wąsy z dziurki. Strzygł czułkami, jakby zdziwiony słonecznym blaskiem. Arcykapłan rozgniótł go kciukiem, bez litości.
Jeszcze tego samego dnia Arcykapłan odwiedził Inkwizytora i poprosił, aby ten nauczył go Słowa - Zmrożenia Życia.
- Zaklęcie, którego pożądasz, wydaje mi się zbyt potężne i straszliwe - zawahał się Inkwizytor - Przecież kornik, mniejszy od ćmy, nie zagrozi wiecznej, potężnej świątyni. Poza tym Dobra Bogini stworzyła zarówno ludzi jak kornika i nie godzi się...
- Świątynia musi być cała i nieskalana - stanowczo uciął Arcykapłan - Inaczej przestaje być świątynią.
Inkwizytor niechętnie zdradził formułę czaru.
Arcykapłan odprawił mroczny obrzęd w sercu sanktuarium i na trzy dni je zapieczętował.
Gdy zerwał pieczęcie i wszedł do środka powietrze wewnątrz było duszne i lodowate, przesycone zapachem śmierci. Posąg Dobrej Bogini milczał ponuro, jakby z metalu uszedł wszelki ślad ożywiających modlitw. Na blacie ławki leżał martwy kornik. Widocznie wypełzł w daremnej ucieczce przed niszczycielską siłą i zginął. Arcykapłan chciał go chwycić dwoma palcami i podnieść przed oczy, lecz owad rozsypał się w pył przy najlżejszym dotknięciu.
Dodane przez Piotr Plichta
dnia 17.03.2008 08:41 ˇ
4 Komentarzy ·
787 Czytań ·
|