Gdzieś na peryferiach lata, skąd spławik słońca,
kołyszący się na horyzoncie, wieszczy elektryczne węgorze,
zmierzch opada na drzewa jak ciężkie babie lato.
W powietrzu miłość, pyłki traw i amfetamina.
Wszystkie ścieżki prowadzą pod sukienkę.
Jeszcze wczoraj stałaś na lepszym, cieplejszym kontynencie.
Żadne linie lotnicze nie pozwoliłyby ciebie dotknąć.
Dzisiaj rozrabiam cię z tytoniem i zamykam w rezerwacie dłoni.
Z dymnych znaków ukrytych w płucach układam wiersze.
Dookoła dyszą bezdomne psy jak na widok krwistego
ochłapu mięsa, ale nie bój się, nic dla nich nie zostawię.
Dodane przez mary ann
dnia 16.01.2008 14:34 ˇ
4 Komentarzy ·
533 Czytań ·
|